czwartek, 29 stycznia 2015

Life as we know it ➼ 5

Sposoby Olivera na radzenie sobie ze stresem zawsze zawierały uderzanie czegoś. W tym przypadku workiem treningowym został Diggle, lub jak to nazwał Oliver „partnerem w sparingu”. Diggle nie potrafił już zliczyć ataków Olivera. Jego przyjaciel płonął, a to mogło oznaczać tylko coś złego.
- Co się stało? – spytał, wyziewając ducha.
Oliver nawet nie myślał o rozmowie i zaatakował jeszcze mocniej. Jego umysł eksplodował. Nie potrafił znaleźć spokoju, wszystko go przerosło. To było zbyt straszne i zbyt niesamowite jednocześnie, a on nie miał pomysłu jak sobie z tym poradzić. To było naprawdę śmieszne. W ostatnich latach przeszedł więcej walk, niż inni przez całe życie, a jednak sprawa, która powinna być najlepszą rzeczą jego życiu przerażała go do szpiku kości.
- Oliver! – Diggle krzyknął i złapał jego pięść. – Jestem twoim przyjacielem, a nie manekinem.
Oliver obrzucił wzrokiem przyjaciela. Był cały w siniakach. Dużo razem trenowali, ale zawsze unikali zbyt mocnych uderzeń.
- Przepraszam – odpowiedział.
Diggle podał mu butelkę z wodą.
- W porządku stary, ale co do diabła się z tobą dzieje? Kłótnia z ukochaną?
Oliver pokręcił głową.
- Wręcz przeciwnie. – Chciał porozmawiać o tym z Johnem, ale słowa przychodziły mu trudniej niż myślał.
Diggle zmarszczył brwi.
- Cokolwiek się dzieje, nie widziałem cię w takim stanie już od dłuższego czasu.
Był zatroskany, oczywiście że był zatroskany. Normalny człowiek pewnie chłostałaby się, gdy jest zła, ale Oliverowi daleko do niego. Kiedy on miał problem, był niebezpieczny.
- Ona jest w ciąży – powiedział Oliver, wymówienie tych słów było dziwniejsze niż kiedykolwiek.
- Muszę usiąść. – Diggle potknął się do tyłu, wodząc wzrokiem za Oliverem. Dużo oczekiwał, ale nie tego.
Oczywiście, jeśli oboje jego najlepsi przyjaciele byliby młodym małżeństwem, oczekiwałby że staraliby się o potomstwo i założyli rodzinę, ale sęk w tym, że oni nie byli normalną parą.
Byli Zieloną Strzałą i jego komputerową geniuszką.
- Oliver, to… - Jak właściwie było? Pamiętał, jak lata temu jego brat ogłosił ciążę Carly, pogratulował mu, powiedział że to cudownie, mały cud, gadka szmatka, ale co do Olivera nie miał pojęcia. – To świetnie, myślę. Jest świetnie?
Oliver zachichotał. Jedną z rzeczy, które uwielbiał w Johnie było to, że rozumiał go bez słów. Każdy inny przyjaciel byłby podekscytowany, gratulował mu, ale Diggle widział jego wewnętrzny konflikt.
- Powinno być, Dig. Ale będąc szczerym nie mam pojęcia. – Oliver oparł się o stół i skrzyżował ramiona. – Chodzi mi… spójrz na mnie, nie jestem materiałem na ojca.
Diggle wstał i położył rękę na ramieniu Olivera. Znając Felicity, był pewny że była ponad miarę podekscytowana i zasługiwała na męża, który będzie równie szczęśliwy z powodu nowego członka rodziny. Patrząc zaś na Olivera widział bardziej konflikt niż radość, ale rozumiał to. Prawdopodobnie rozumiał lepiej niż Oliver kiedykolwiek myślał.
– Okej, wiesz co widzę? Widzę dobrego mężczyznę, oddanego sercem, kochanego przez cudowną kobietę, który ma oparcie w rodzinie i przyjaciołach wspierających go, włączając w to mnie. – Nie był był dobry w przemowach, ale zawsze był szczery i wierzył w to, co mówił.
Oliver uśmiechnął się krótko zanim jego twarz znów spochmurniała.
- Ale widzisz też zniszczonego człowieka. Kogoś kto budzi się w nocy, krzycząc bo jest prześladowany przez koszmary i wspomnienia. Człowieka, który zabija ludzi bez mrugnięcia okiem. – Zacisnął pięści. – Jak mogę nauczyć dziecko moralności i dobra, gdy sam.. – Wskazał na schowek, gdzie trzymał strzały. – Kiedy jestem tym.
Diggle nie wiedział, jak odpowiedzieć na to pytanie.
- Nie wiem, ale czy to ma jakieś znaczenie? Jesteś dobrym człowiekiem, Oliver, udowodniłeś to nie raz i może powinieneś pozwolić być sobie i Felicity tak szczęśliwymi jak się da.

➼➼➼

Felicity wparowała do kryjówki. Włosy miała w nieładzie, nawet nie spięte, wciąż miałą na sobie jeden z wielkich tshirtów Olivera i jej spodnie. Wzięła sobie wolny od bandziorów wieczór, chcąc napić się gorącej czekolady i poczytać jedną z niezliczonych książek o dzieciach, jakie kupiła jej mama, ale jeden telefon Diggle’a zepsuł plany.
- Gdzie on jest? – prawie krzyczała.
Diggle delikatnie chwycił jej ramię.
- Na stole. Jest nieprzytomny, ale wszystko będzie z nim w porządku. Kula nie trafiła żadnych organów, tylko stracił trochę krwi.
Felicity podbiegła do boku Olivera. Leżał na plecach, ciężko oddychając. Jego prawa strona była pozszywana, więc mogła zobaczyć gdzie godzinę temu trafiła go kula. Thea siedziała u jego boku, trzymając go za rękę. Jej oczy były czerwone i spuchnięte od płaczu. Roy siedział spokojnie na stałym fotelu Felicity, patrząc przed siebie.
- Jak? – spytała Felicity, delikatnie głaszcząc policzek Olivera.
- Nie mieliśmy pojęcia, że był tam snajper. Zauważyliśmy go za późno i Oliver został postrzelony – wytłumaczył Diggle, czując się okropnie. – Ale będzie żył, dzięki chłopakowi. – Wskazał na Roya. – Pomógł mi go uratować.
Felicity spojrzała na Roya i wymamrotała bezgłośne „dziękuję”, on rzucił jej spojrzenie zrozumienia.
- Krew była wszędzie, to było straszne. – Wyszeptała Thea. – Myślałam, że go stracę.
Felicity walczyła ze łzami. Widziała już rannego Olivera, ale nigdy tak mocno jej to nie uderzyło. Położyła rękę na brzuchu.
- Hej, wszystko będzie w porządku – powtórzył Diggle, zauważając jej mały gest.
- Wiem… wiem.. – odpowiedziała Felicity, powtarzając słowa jak mantrę.

➼➼➼

Oliver zdrowiał powoli, więc Diggle wkładał częściej kaptur, by nikt niczego nie podejrzewał. Schowali ranę postrzałową i w oficjalnej wersji zdarzeń Oliver Queen miał wypadek i musiał wydobrzeć, dlatego nie będzie widywany tak często w publicznych klubach.
Felicity zajmowała się nim tak dobrze, jak to możliwe, ale niepewność nękała ją jak nigdy wcześniej.
- Musimy porozmawiać. – W końcu zdobyła się na odwagę i postanowiła poruszyć ważną kwestię.
Oliver nie był zaskoczony, spodziewał się „rozmowy” prędzej czy później. Nie był idiotą, przyglądał się jej przez kilka ostatnich tygodni i wiedział, że coś jest nie w porządku.
- Oliver, kocham cię. Kocham cię tak bardzo, że trawi mnie to od środka i nie mogę myśleć o tym, że mogłabym cię stracić. – Rzuciła mu smutny uśmiech. – Ale pomimo to zawsze wspierałam twoją decyzję o byciu tym… bohaterem. Zawsze cię za to podziwiałam i nigdy nie poprosiłabym cię, byś na dobre porzucił kaptur. Nigdy nie kazałabym ci wybierać.
Oliver po prostu słuchał, nie przerywając jej. I tak wiedział do czego to prowadzi.
- Ale nie mogę już dłużej myśleć tylko o swoich czy twoich uczuciach. – Usiadła naprzeciw niego i położyła dłoń na brzuchu. – W środku rośnie nowe życie. Chcę by to dziecko poznało swojego ojca. Nie chcę być samotną matką, tłumaczącą kiedyś, że tatuś umarł, by ratować miasto… Tę historię musimy już opowiedzieć o dziadku Queen. – Część jej myślała, że mogła być nie fair. Zrzuciła na niego zbyt dużą presję, ale nie mogli uciec od prawdy. Była w ciąży, a on został postrzelony, prawie zabity przez jakiegoś snajpera.
- Felicity, chcę zrobić właściwą rzecz. Chcę być tu dla ciebie, chcę być takim ojcem, na jakiego zasługuje to dziecko. – Oliver miał dużo czasu na przemyślenie tego. Jedyną jego myślą, kiedy został postrzelony, była Felicity i ich nienarodzone dziecko oraz że musiał dla nich przeżyć. – Ale nie jestem pewny, czy potrafię całkowicie zrezygnować z Arrowa. – Wiedział, że miasto wciąż go potrzebuje. Nazwijcie to kompleksem bohatera albo jakkolwiek, ale Oliver nie czuł, że to on wybrał kaptur, ale że kaptur wybrał jego.
Felicity zamknęła oczy i przytaknęła. Nie spodziewała się innej odpowiedzi.
- Wiem, powiedziałam, że nie kazałabym ci wybierać – wstała i odeszła.
- Gdzie idziesz? – Coś w nim zaczęło panikować. Bał się, że ją straci. Że go zostawi, zamiast ryzykować utratę.
- Do mieszkania Diggle’a i Carly. Zostanę tam na noc albo kilka dni. Oboje potrzebujemy czasu do przemyśleń. – Serce jej się kroiło, gdy musiała

➼➼➼

Carly pracowała do późna, więc na Diggle’a spadła opieka nad Felicity. Zrobił jej herbatę i próbował coś ugotować, co się źle skończyło. Również martwił się o Olivera, ale nie mógł pomagać im obu naraz.
- On cię kocha. Zrobi wszystko, by cię uszczęśliwić.
Felicity upiła łyk z kubka.
- Nie wiem nawet, czy tego chcę. Wiem, co powiedziałam… ale Zielona Strzała jest tak wielką częścią niego i równie mocno ją kocham… Nie chcę, by przestawał, chodzi mi o to, że chcę, a nagle nie chcę i to nie ma sensu. – Jęknęła i oparła się o kanapę. – Wiem tylko, że boję się, by moje dziecko nie dorastało bez niego.
Diggle delikatnie masował jej plecy. To była pokręcona sytuacja. Rozumiał walkę Felicity. Oglądał, jak jego bratanek tęsknił za ojcem i wiedział, jak bardzo rani to Carly, że rośnie bez niego. Ale widział też drugą stronę medalu. Oliver Queen był Zieloną strzałą i potrzebował tego. Jeśli miał być szczery, sam tego również potrzebował. Ich team dał mu rodzinę, cel w życiu, którego myślał, że już nie znajdzie i nie był gotowy by to porzucić.
- Mogę wychodzić z nim częściej, moglibyśmy zabezpieczać sobie nawzajem tyły jeszcze bardziej ostrożnie – zasugerował.
Felicity uśmiechnęła się.
- Może to nie wystarczy. Nie zatrzymało to snajpera, prawda?
Diggle zamilkł. Wiedział, że był dobrym żołnierzem i Oliver pokazał mu wiele więcej użytecznych trików, ale wiedział też, że nigdy nie zostanie drugim Arrowem.
- Wy dwoje znajdziecie rozwiązanie – powiedział.
Felicity przytuliła się do niego.
- Wszyscy znajdziemy, dlatego jesteśmy rodziną.

➼➼➼

- Zadzwoniłeś. – Roy wszedł do piwnicy, wpatrując się podejrzanie w Olivera.
Oliver wciąż nie był wystarczająco silny by włożyć kaptur, ale zaczął już treningi, pomagało mu to myśleć.
- Usiądź. – Wskazał na podłogę. Roy uniósł brew, ale zrobił co mu kazano. Oliver usiadł naprzeciw niego i ustawił między nimi prostą misę z wodą.
- Uderz – powiedział.
Teraz Roy był bardzo zmieszany.
- Oszalałeś? Dlaczego miałbym uderzać w wodę? Tabletki przeciwbólowe źle na ciebie działają, gościu.
Oliver przewrócił oczami.
- Uderz wodę. To twoja pierwsza lekcja.
- Pierwsza lekcja? – spytał Roy, a jego twarz rozjaśniła się. Jeśli oznaczało to to, co myślał, nie mógł być bardziej szczęśliwy.
Oliver nie był zbyt uradowany ze swej decyzji, ale robił to dla Felicity i ich dziecka.
- Rozmawiałem o tym z Theą, bo jeśli ktokolwiek ma się zgodzić na stawianie ciebie w niebezpieczeństwie, to musi być ona. Zgodziła się, ale tylko jeśli Diggle i ja uratujemy twój tyłek przed zabiciem się.
Tylko to chciał usłyszeć Roy. Natychmiast zaczął uderzać w taflę wody, nie mając pojęcia dlaczego to robi.
- Dzięki – wyszeptał.
Oliver wstał, chciał kontynuować swój własny trening.
Spojrzał w dół na Roya i przypomniał sobie samego siebie, lata temu na wyspie, gdzie Slade i Shado uczyli go walczyć. Różnica była taka, że Oliver był zmuszony przez okoliczności do zostania wojownikiem, a Roy postanowił nim być. Slade i Shado byli zmuszeni go uczyć, Oliver postanowił zostać mentorem Roya.


1 komentarz :

  1. Nadrobione. Kilkabłędów stylistycznych i językowych dało się zauważyć. Ponadto facet nie chichocze, to domena babek. A jak byś chciała to zapraszam do siebie. Tam również jest nowy odcinek Olicity ;) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń