sobota, 7 lutego 2015

Life as we know it ➼ 6

Dłuższy czas wolny, dłuższy fragment. Scena w gabinecie - epicka ;)
➼➼➼

Laurel usiadła przy ich stałym miejscu w barze Carly i czekała na przyjście Olivera. Był spóźniony jak zwykle, ale Laurel i tak przestała wypytywać go o powód lata temu.
- Przepraszam za spóźnienie – powiedział, kiedy w końcu dotarł na miejsce.
Uściskał ją przelotnie i usiadł naprzeciw. Naprawdę wyczekiwał lunchu z Laurel każdego tygodnia i źle się czuł, że musiał je ostatnio kilka razy odwołać. Ale z ciężarną Felicity i Royem, najbardziej denerwującym uczniem jakiego mógł sobie wymarzyć, nie znajdował na nie czasu.
- Twoja wiadomość mówiła, że to pilne – uśmiechnęła się Laurel. – O czym chcesz rozmawiać?
Oliver zagłębił się w karcie menu, pomimo tego, że znał ją na pamięć. Powiedział Laurel o swoich zaręczynach w taki sam sposób, w jaki teraz miał powiedzieć jej o zostaniu ojcem.
- Jest coś o czym muszę ci powiedzieć… Chcę, żebyś usłyszała to ode mnie, a wiesz, że kiedy prasa się o czymś dowie i podchwyci jakiś temat to… zaczynam paplać, Felicity wyraźnie zaczęła na mnie działać – wybuchnął śmiechem.
Laurel wciąż była pod wrażeniem mężczyzny, którym stał się Oliver. Potrzebowała czasu, by zauważyć Felicity u jego boku i zaakceptować fakt, że tym razem to był jej ostateczny koniec z Oliverem, ale zawsze będzie wdzięczna Felicity za wpływ, jaki na niego miała.
- Po prostu wyrzuć to z siebie, Ollie. Nie może być aż tak źle – powiedziała Laurel.
- Felicity jest w ciąży – wyrzucił tak szybko, że nie był pewny czy wszystko usłyszała.
Laurel ucichła, tylko się w niego wpatrywała. Oto Oliver Queen mówił jej, Laurel Lance, że jego żona oczekuje dziecka. To wydawało się takie nierealne. Pamiętała jak dawno, dawno temu, jeszcze przed wyspą właśnie tak zawsze wyobrażała sobie swoją przyszłość z Oliverem. Ślub, dzieci i cała reszta. A teraz on był żonaty i miał dziecko, lecz nie z nią.
Nie była złośliwa, przeciwnie, była prawdziwie szczęśliwa z jego powodu, ale wciąż cześć niej ciągle zastanawiała się „co by było, gdyby”.
- Ollie, to fantastycznie. Gratulacje! – sięgnęła przez stół i przytuliła go. – Jak się ma Felicity?
- Wszystko u niej w porządku… nawet lepiej. Mieliśmy trochę ciężki moment, bo tak jakby ześwirowałem, ale już wszystko się ułożyło. – Zrekrutowanie Roya nie było prawdopodobnie czymś, czego oczekiwała od niego Felicity, ale on potrzebował kogoś oprócz Diggle’a, komu mógłby zaufać w polu walki. A kto wie, może Roy zostanie z nimi kiedyś na dobre.
- Ty ojcem… kto by pomyślał – powiedziała.
- Ja nie – przyznał Oliver. – Chciałbym móc spytać ojca o radę.
Laurel sięgnęła po jego dłoń i ścisnęła ją.
- Zawsze możesz spytać Waltera i ojca Felicity… po namyśle, lepiej spytaj Waltera, pan Smoak zawsze patrzy na ciebie, jakby chciał ci coś zrobić – zachichotała.
Oliver cieszył się, że przyjaźnił się z Laurel. Ona zawsze wiedziała, jak polepszyć mu humor.
- A co z twoją mamą? Jakieś wieści od niej? – spytała.
Oliver potrząsnął głową.
- Żadnych, z resztą na żadne już nie czekam.
Laurel przygryzła usta. Wciąż miała nadzieję, że rodzina Queenów poukłada swoje sprawy, ale Moira zniknęła bez śladu, a Oliver i Thea byli oboje uparci, może dziecko to zmieni.
- Była by z ciebie dumna – wyszeptała Laurel.

➼➼➼

Laurel zdawała sobie sprawę z tego, że nie powinna się mieszać, ale zawsze była osobą, która lubiła naprawiać różne rzeczy.
Kiedy więc wkroczyła do gabinetu Tommy’ego w Merlyn Company, próbowała zachowywać pewność siebie, jakby dokładnie wiedziała co robi. Tommy był zaskoczony, że ją widzi. Od kiedy ze sobą zerwali, prawie się nie widywali, było to dla nich obu zbyt bolesne.
- Co tu robisz? – próbował ukryć podekscytowanie, lecz od kiedy Oliver ożenił się z informatyczką, w sekrecie miał nadzieję, że dostaną drugą szansę by być razem.
- Musimy porozmawiać… o Oliverze.
Twarz Tommy’ego natychmiast pociemniała, więc Laurel była już pewna, że to był zły pomysł. Spotykać się z jednym ex, by pogadać o drugim ex, szczególnie gdy ten ex to były najlepszy przyjaciel tamtego ex – wszystko to było zbyt pogmatwane.
- Co z nim? – wysyczał Tommy. Był zły, zawiedziony, a nawet trochę smutny. Oczywiście, że przyszła tu z powodu Olivera. Zawsze chodziło o niego.
Laurel wiedziała, że byli pokłóceni, nie odkryła dokładnie dlaczego, lecz pogardliwa złośliwość w głosie Tommy’ego zaskoczyła ją.
Pomyślała o wycofaniu się. Przeproszeniu za przyjście i ucieczkę, jakby nic się nie stało, ale to nie było w jej stylu. Dodatkowo, obiecała sobie, że jeśli nie może pomóc Oliverowi w problemach z jego matką, mogła ostatecznie pogodzić z nim Tommy’ego.
Tommy i Oliver byli przyjaciółmi jeszcze zanim poznała ich Laurel, zawsze byli razem i była pewna, że Oliver go potrzebował, szczególnie teraz. Oczywiście miał teraz Johna, który wydawał się dobrym człowiekiem, ale Tommy wciąż był tym, na którym zawsze polegał.
- Posłuchaj, wiem że to nie moja sprawa i nie mam pojęcia co dokładnie stało się między wami, ale to wyszło już za daleko – zaczęła swoją przemowę, używając twardego „prawniczego głosu”. – Jesteście przyjaciółmi, a nie wrogami i cokolwiek was rozdziela, musicie sobie z tym poradzić. Potrzebujecie siebie, zawsze potrzebowaliście siebie nawzajem. – Po części winiła siebie za poróżnienie chłopaków. Nie była głównym powodem, ale jakiś udział w tym miała.
Tommy usiadł na krześle i okręcił się dookoła. Spojrzał przez okno. Jedną z rzeczy, jakie kochał w swoim biurze, był spektakularny widok na całe miasto. Bardzo go uspokajał.
- Laurel. – Powiedział tak spokojnie, jak to możliwe i okręcił się ponownie. – Nie uda ci się naprawić mojej przyjaźni z Oliverem. Uwierz mi, to nie twoja wina, że tak skończyliśmy. Nie masz obowiązku nam pomagać. – Starał się na nią nie krzyczeć. Bolało go, że wybrała przyjaźń z Oliverem ponad związek z nim, ale on sam złamał jej serce.
- Wiem, że to nie moja rola, by cię upominać, ale ty straciłeś ojca, mama Ollie’go jest gdzieś w świecie, a wy dwoje zawsze byliście rodziną. – Laurel miała jeszcze jeden ostatni as w rękawie i jeśli Tommy się nie przekona, użyje go.
Tommy prawie wybuchnął śmiechem, gdy Laurel nazwała ich rodziną. Nie miała pojęcia, że Oliver był Arrowem, że Oliver był odpowiedzialny za śmierć jego ojca, a myśl, że użyła jego ojca jako argument za Oliverem była iście ironiczna.
- Oliver zostanie ojcem – rzuciła w końcu Laurel, szokując Tommy’ego. Wiedziała, że nie powinna mu tego wyjawiać, ale i tak niedługo ta wiadomość obiegnie wszystkie media.
Tommy nie potrafił się odezwać. Jego umysł działał na pełnych obrotach. Oliver stracił ojca, bo Malcolm go zabił. Później Tommy stracił ojca, bo Oliver go zabił bardziej lub mniej w samoobronie. A teraz Oliver sam został ojcem.
- Jego żona jest w ciąży… - powiedział powoli.
Laurel tylko pokiwała, jeszcze raz potwierdzając.
To było naprawdę ironiczne. Tommy raz zrezygnował z Laurel, bo myślał że ona i Oliver są przeznaczeni by być razem. Wtedy Oliver zmienił reguły gry. Zaczął randkować ze swoją informatyczką, ożenił się z nią i teraz oczekiwali dziecka. Patrząc teraz na Laurel, piękną, kochaną, idealną Laurel, zastanawiał się, co by było gdyby postanowił zaufać w ich związek zamiast podejmować za nią decyzję o rozstaniu. Czy też byliby małżeństwem? Mieliby dziecko w drodze? Czy spotykałby się z Oliverem w barze, narzekając na burze hormonów i decydowali, że ich dzieci będą najlepszymi przyjaciółmi? Może w jakimś równoległym świecie. Niestety Tommy podjął decyzję, by zerwać z Laurel, tak jak Oliver by zabić Malcolma.
- Powinnaś już sobie pójść, Laurel – powiedział, unikając jej wzroku.
Westchnęła.
- Wiesz, może ta cała wojna nie jest tego warta. Cokolwiek zrobił Oliver, wierzę, że miał swoje powody.
Kiedy Laurel w końcu odeszła, Tommy nie mógł się dłużej powstrzymywać i zaczął płakać. Nie płakał od nocy, w której zmarł jego ojciec i przysiągł nie płakać nigdy więcej, ale tego było za wiele, bolało za mocno. Był samotny i nie mógł winy za to całkowicie zrzucić na Olivera. Głęboko w środku zawsze wiedział, że Oliver nie zabił Malcolma bez powodu. Był tam wtedy, słyszał szaloną mowę ojca o tym, jak chciał „uratować” miasto i poświęcić tysiące niewinnych ludzi dla sukcesu jego „misji”. Widział, jak Oliver walczył z nim, próbując go odwieść od tamtego pomysłu. Widział nawet jak jego ojciec pokonał go i mierzył w niego. Jednak ostatecznie to Oliver pierwszy strzelił.
Spojrzał w górę. Na ścianie wisiało zdjęcie jego ojca, na twarzy miał przyklejony biznesowy uśmieszek, na jego widok chciało mu się rzygać. Kochał go i jednocześnie głęboko nienawidził. Kiedyś nazwał Olivera bezwzględnym zabójcą, ale prawda była taka, że jego ojciec był dziesięć razy gorszy.
Zawsze wiedział, że Oliver ma rację, ale jak mógł zdradzić dziedzictwo ojca? Jak mógł przyjaźnić się z jego zabójcą?
Sytuacja była strasznie pogmatwana. Chciał być częścią nowego życia Olivera. Chciał poznać jego żonę, spotkać się z Theą i pouczyć jej chłopaka, chciał drugiej szansy u Laurel i chciał być ulubionym wujkiem Tommy dla dziecka Olivera, ale to wszystko było niemożliwe.

➼➼➼

Felicity szła powrotem do swojego gabinetu. Technicznie było to biuro Waltera, ale on był na wakacjach, więc na ten czas należało do niej. Po wielu dyskusjach rodzina Queenów uznała, że zaraz po Walterze, Felicity była najlepszym wyborem na stanowisko głowy firmy. Wiedziała jak radzić sobie z ludźmi, zaskakująco dobrze szło jej zawieranie umów, o wiele lepiej niż Oliverowi. Na początku nie czuła się komfortowo będąc szefem, nawet tylko zastępcą szefa, ale szybko zadomowiła się na stanowisku. Wciąż jednak musiała codziennie odwiedzić dział informatyczny i upewnić się, że jej komputery były sprawne. Po obchodzie zwykle kupowała bezkofeinową kawę i wracała do biura. Lubiła je, było przestronne, jasne i spokojne.
Oliver każdego dnia nalegał, by została w domu, gdyż była już w siódmym miesiącu ciąży. Lecz jeśli miała być szczera, lubiła mieć kilka godzin podczas dnia tylko dla siebie. Oliver był słodki, ale za bardzo nadopiekuńczy, tak że powoli zaczynało jej to działać na nerwy. Diggle i Roy zachowywali się nie lepiej. Kiedy zaczęli montować po całym domu ochrony i blokady bezpieczeństwa dla dzieci, myślała o tym, by ich wszystkich stamtąd wyrzucić. Z drugiej strony Thea była dla niej zbawieniem. Słuchała jej narzekań, chodziła z nią na zakupy i wciąż traktowała ją jak normalnego człowieka.
Otworzyła drzwi biura, zdumiona że nie zamknęła ich na klucz, jak to zawsze robiła gdy wychodziła. Kiedy weszła, wielki fotel za biurkiem był odwrócony tyłem.
- Walter? – spytała. – Nie spodziewałam się ciebie już spowrotem. Co u twojej siostry?
Fotel odwrócił się i Felicity upuściła kawę. Gościem nie był Walter, a ostatnia osoba, jakiej się spodziewała.
- Pani... pani Queen… - wydusiła.
Moira Queen spoglądała zaskoczona na młodą dziewczynę przed sobą.
- Znam cię, droga?
Felicity próbowała uspokoić oddech, stres nie był dobry dla dziecka, ale jak do diabła mogła być spokojna, kiedy właśnie powróciła Moira Queen?
- Jestem Felicity, spotkałyśmy się w szpitalu, gdy Walter został uratowany – wyjaśniła krótko. Gdziekolwiek Moira była przez ostatnie kilka miesięcy, widocznie nie przeglądała wiadomości Starling City, gdyż od razu rozpoznałaby ją jako żonę Olivera.
- Faktycznie. – Odpowiedziała Moira, kojarząc sytuację. – Właśnie wróciłam do miasta i szukałam Waltera. Mogłabyś mi powiedzieć gdzie jest?
- Eee… - Ręce Felicity się trzęsły. Nie miała nawet pojęcia jak Moira dostała się do środka. Oliver klarownie oświadczył, że jeśli jego marka kiedykolwiek wróci, powinien pierwszy zostać o tym poinformowany, a jej do tego czasu nie powinno się wpuszczać do budynku. – Jest na wakacjach, odwiedza siostrę.
Czy dawanie jej takich informacji było w porządku? Felicity nie była pewna.
Moira westchnęła.
- Och.. miałam nadzieję najpierw z nim porozmawiać.
Oznaczało to również, że wróciła by porozmawiać z Oliverem i Theą, a Felicity wiedziała dokładnie, że Oliver nie zareagowałby dobrze na widok matki. Przez to zaczęło kręcić się jej w głowie, za bardzo się stresowała.
- Prze… przepraszam, pani Queen, muszę usiąść – powiedziała, opierając się o biurko.
Moira spojrzała na młodą kobietę, dopiero teraz zauważając jej pękaty brzuch.
- O boże, droga. – powiedziała i popędziła do boku Felicity. – Jesteś w ciąży!
Pomogła jej usiąść na fotelu i przyniosła jej trochę wody z lodówki.
- Dziękuję, pani Queen. – Czuła się dziwnie, nazywając Moirę „panią Queen”, od kiedy sama teraz była panią Queen.
Moira delikatnie położyła dłoń na jej ramieniu.
- Przepraszam. Przestraszyłam cię. – Wyglądała na wstrząśniętą, Felicity było przykro z jej powodu. Zawsze było jej szkoda Moiry, ale ten temat dla jej męża był zbyt drażliwy.
- Już w porządku, dziękuję. – Uśmiechnęła się krótko do swojej teściowej, która nie miała pojęcia, że były spokrewnione.
- Który to miesiąc? – spytała Moira.
- Szósty. Właściwie prawie siódmy. – Odpowiedziała szybko, będąc zbyt przestraszoną by paplać i gadać o innych sprawach, których Moira nie powinna znać, przynajmniej według Olivera.
- Co robisz w biurze Waltera? – spytała więc Moira.
Zanim Felicity mogła odpowiedzieć, drzwi otworzyły się i sekretarka Waltera zajrzała do środka.
- Pani Queen? Pan Queen właśnie przybył – zapowiedziała.
Oczy Felicity otworzyły się szeroko, gdy spojrzała na Moirę.
- Czyżby mój syn wiedział już, że tu jestem? – spytała zdziwiona.
A więc naprawdę nie miała pojęcia, że Oliver się ożenił gdy jej nie było. „Cóż, to się za minutę zmieni…” – pomyślała Felicity nerwowo.
Obie kobiety wpatrywały się we drzwi, Felicity nerwowo, gryząc paznokcie, a Moira zaciekawiona. Kiedy drzwi znów się otwarły i Oliver wszedł do środka, ziemia się zatrzymała dla ich obu.
- Hej, pomyślałem że może wyskoczylibyśmy na lunch… - powiedział radośnie, zanim dostrzegł swoją matkę. – Mamo… - wydusił w szoku.
- Oliverze… - Moira podeszła do niego, chcąc go dotknąć, ale on się odsunął.
- Co tu robisz? – spytał silnym, chłodnym głosem.
Moira nie oczekiwała ciepłego powitania, ale zdziwił ją fakt, że sekretarka zapowiedziała go jej, a on wydawał się nieświadomy jej obecności.
- Przyszłam zobaczyć się z tobą, Theą i Walterem… stęskniłam się za wami – powiedziała szczerze.
Oliver potrząsł głową.
- Dlaczego nie przyszłaś prosto do domu?
- Dlaczego ty tu przyszedłeś, jeśli nie wiedziałeś że tu jestem? – Moira odbiła pałeczkę.
Oliver spojrzał przez jej ramię, natychmiast łapiąc spojrzenie Felicity.
- Wyglądasz blado.
- Oliver, o czym ty mówisz? – zapytała Moira, po chwili zdała sobie sprawę, że już nie mówił do niej.
Podszedł prosto do młodej kobiety, która wciąż siedziała w fotelu Waltera. Moira pamiętała, że Oliver kiedyś przedstawił ją jako swoją przyjaciółkę.
- Dlaczego jesteś taka blada? – spytał ponownie, klękając przed żoną.
- Wszystko jest dobrze – powiedziała, uśmiechając się do niego.
- Nie, nie jest. Jesteś zestresowana, a stres nie jest dobry. Tak powiedział doktor i Carly, a Thea wyguglowała – panikował Oliver. Felicity nie myślała, że jej mąż łamane przez superbohater może tak łatwo spanikować, ale przez ostatnie miesiące przeszedł z ekstremalnie ostrożnego do hiper-denerwująco-ostrożnego. Wyszukał wszystko co mógł o ciąży, gdyby mógł obserwowałby ją przez 24/7 i we wszystkim widział zagrożenie.
- Oliver, naprawdę czuję się okej. Trochę zakręciło mi się w głowie, co jest zrozumiałe, bo twoja matka nagle pojawiła się w biurze Waltera, nie sądzisz? – miała nadzieję, że nie brzmiała zbyt szorstko, ale nie kontrolowała już swoich emocji.
Oliver tylko odetchnął z ulgą, póki mogła na niego psioczyć, wszystko było w porządku.
- Zadzwoń po Diggle’a, zawiezie cię do domu.
Felicity położyła dłoń na policzku Olivera, ignorując Moirę.
- Jesteś niemożliwy. – powiedziała miękko.
Ollie wzruszył ramionami.
- To jest nas dwóch.
Moira nie była pewna, na co właśnie patrzyła, na pewno nie była to rozmowa dwóch przyjaciół. Ale ona nie mogła być dziewczyną Olivera, prawda? Nie, ta kobieta była w ciąży i Moira widziała na jej palcu obrączkę ślubną, gdy podawała jej wodę.
- Oliver, możemy porozmawiać, proszę? – spytała ponownie.
Oliver spojrzał na matkę i krótko kiwnął głową. Potem pomógł wstać Felicity i odprowadził ją do drzwi.
- Zadzwoń po Diggle’a. – powtórzył. – A jak będziesz w domu, proszę powiedz Thei o powrocie mamy i całą resztę, a jeśli dalej będzie kręcić ci się w głowie, zadzwoń po doktora albo…
Felicity pocałowała Olivera, uciszając go i powodując, że Moirze opadła szczęka.
- Przestań się martwić i przynieś mi jakieś lody, jak będziesz wracał – zbliżyła się do niego. – Dasz radę… możesz z nią pogadać, wszystko się dobrze ułoży – wyszeptała mu do ucha.
Oliver wziął głęboki wdech.
- Taa.. Kocham cię. – Powiedział, gdy opuściła gabinet.
- Nie rozumiem… - Moira mamrotała zagubiona. – Ta kobieta jest zamężna, na dodatek w ciąży, a ty tak po prostu…
Oliver przewrócił oczami.
- Żyłaś na bezludnej wyspie, mamo? – podniósł dłoń, pokazując jej swoją obrączkę. – Felicity jest moją żoną.
- Twoją żoną… - Teraz to Moira potrzebowała wesprzeć się o biurko. – A więc dziecko jest…
- Moje. – Oliver dokończył zdanie, nie mogąc ukryć krótkiego, dumnego uśmiechu. Wciąż był przestraszony, ale w końcu przyzwyczaił się do faktu, że zostanie niedługo rodzicem. Ćwiczenia z Royem szły dobrze i nawet jeśli wciąż pracował jako Zielona Strzała, próbował nie wchodzić w strefy prawdziwego zagrożenia bez posiłków. Był gotów wziąć na siebie odpowiedzialność i czuł się bardzo szczęśliwy i podekscytowany.
Moira wpatrywała się w syna, nagle z trudem rozpoznawała stojącego przed nią mężczyznę. To nie był Oliver, którego straciła na wyspie, nie był to Oliver, którego odzyskała i nie był to też Oliver, którego straciła przez własne kłamstwa. Ten mężczyzna był jeszcze inny, nie wiedziała tylko jak.
- Zgaduję, że trochę przegapiłam.. mój syn się żeni, wnuk… - Moira była niepocieszona. Wiedziała, że sprawy się zmienią, ale nie aż tak bardzo. Myślała, że Oliver byłby teraz z Laurel, w najlepszym scenariuszu zaręczony i że Thea może zrobiłaby sobie tatuaż lub coś w tym stylu. Na pewno nie była gotowa na taki obrót spraw.
- To twoja wina – powiedział znów chłodnym głosem Oliver. – Jak możesz oczekiwać, że ci wybaczymy? Współpracowałaś z Malcolmem Merlynem, który zabił naszego ojca. Pozwoliłaś mu porwać Waltera. Prawie spowodowałaś zniszczenie Glades.
Ręce Moiry się trzęsły, nie było słów, by wyrazić, jak było jej przykro. Próbowała mu to wyjaśnić jeszcze zanim wyjechała. Powiedziała, że nie ma innego wyboru, musiała chronić jego i Theę, ale wszystko to na nic, Oliver nie chciał tego słyszeć.
- Chcę wam wszystko zadośćuczynić. Nie chcę stracić ciebie i twojej siostry na dobre. – Jej głos się trząsł, łzy spływały po policzku. Straciła już tak wiele. Nie widziała, jak jej córka ukończyła liceum. Nie było jej przy synu, gdy się żenił.
- Może już na to za późno. – odpowiedział Oliver, tym razem rozemocjonowanym głosem. Smutno mu było widzieć matkę w takim stanie. Tęsknił za nią każdego dnia i chciałby pozwolić jej wrócić, pozwolić jej znów być częścią ich życia, ale bał się zaufać jej ponownie.
- Pozwól mi spróbować, proszę. Tylko kolacja – ty, ja i Thea, porozmawialibyśmy o wszystkim – błagała Moira.
Oliver nie wiedział, co odpowiedzieć. Zapytał siebie więc, co w tej sytuacji poradziliby mu Felicity albo Diggle.
- Jutro wieczorem w rezydencji, tylko nasza trójka, to twoja ostatnia szansa – rzucił i wyszedł.

2 komentarze :

  1. Kocham twoje opowiadanie tak samo jak kocham samego Olivera i serial Arrow... Czyli no...mocno

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki kochany komentarz pod moim ulubionym rozdziałem! *-*
      Dziękuję ci bardzo i mam nadzieję, że inne moje opowiadania również ci się spodobają ^^

      Usuń