wtorek, 17 lutego 2015

Chocolate Cake...

Koniecznie piszcie, jak wam się podobają takie wątki ;)
Źródło: https://www.fanfiction.net/s/10869052/5/A-Hero-Needs-his-Light

Kiedy Oliver i Roy weszli do apartamentu, usłyszeli śmiech dochodzący z kuchni.
- O kurczę, wrócili wcześnie! – Już z korytarza można było usłyszeć głos Thei.
Poszli za jej głosem do kuchni, gdzie ich oczom ukazała się Felicity uciapkana w mące, a kuchnia za nią była w totalnym chaosie.
- Roy, nie dostałeś mojego smsa, byś grał na zwłokę jeszcze trochę dłużej?
- Taa, pieczenie okazało się trudniejszą sprawą niż myślałyśmy. Może jednak powinnyśmy użyć mixu z pudełka – zawtórowała Felicity.
Roy wzruszył ramionami i wyciągnął telefon z kieszeni.
- Nie zauważyłem wiadomości.
- Co pieczecie, dziewczyny? Albo raczej… co próbujecie upiec? – zapytał Oliver.
- Tort urodzinowy dla ciebie, oczywiście. Myślałeś, że obie zapomniałyśmy? – odpowiedziała Thea.
Oliver faktycznie zaczął już wierzyć, że zapomniały, ale nie winił ich za to. Arrow był ostatnio bardzo zajęty i jego urodziny były ostatnią rzeczą, o jakiej myślał. Nie mógł jednak powstrzymać szerokiego uśmiechu na widok dwóch jego ulubionych dziewczyn próbujących zrobić mu niespodziankę.
- Dziękuję wam. Udało wam się zrobić cokolwiek oprócz wielkiego bałaganu?
Dziewczyny spojrzały na siebie, a potem znów na niego.
- Nie za bardzo – wyznały zgodnie.
Oliver stanął przy nich, po drugiej stronie blatu i szybko ocenił sytuację.
- Powinniśmy chyba po prostu zacząć od początku.
- My? Po pierwsze, nie możesz sam sobie robić tortu urodzinowego. A po drugie, skąd wiesz jak piec? – dopytywała się Thea.
- Po pierwsze, nie zamierzam robić własnego tortu, tylko pomóc wam stworzyć coś faktycznie jadalnego. I po drugie, powinniście wiedzieć, że jestem dobry we wszystkim – wyjaśnił i mrugnął okiem.
Odwrócił się do Felicity i delikatnie strzepał mąkę z jej ramion i nosa.
- Jak w ogóle udało ci się tak wytarzać w mące?
- Ona zaczęła – dąsała się Felicity.
- O nie, nie nabieraj się na te oczy szczeniaka. To jasne, że ona rzuciła pierwszą garść – zaprotestowała Thea.
Oliver wybuchnął śmiechem i razem, we czworo zabrali się do sprzątania kuchni. Kiedy blaty były już przetarte, a wszystkie składniki poukładane, Oliver powierzył im zmierzenie cukru i mąki, wbicie jajek i wymieszanie lukru.
Kiedy Thea włożyła ciasto do piekarnika i kuchnia została znów uprzątnięta, zadzwonił dzwonek do drzwi i po chwili do środka weszli Diggle i Lyla z Sarą.
- Oooo, coś przepysznie pachnie – skomentowała Lyla.
- Tak, widocznie Oliver powinien do swojego już długiego CV dopisać, że jest mistrzem w pieczeniu – powiedziała Felicity, gdy podeszła by wziąć Sarę na swoje ręce.
- Gdzie niby nauczyłeś się piec, stary? – spytał zdziwiony Diggle.
- W Rosji. – Rzucił Oliver z grobową miną, wszyscy wpatrywali się w niego, z różnym stopniem zmieszania na twarzy.
- To długa historia – powiedział i wzruszył ramionami.
Po wyjęciu ciasta z piekarnika, wszyscy poszli do salonu i usiedli, opiekując się na zmianę Sarą i słuchając opowiadań Thei o kilku szalonych imprezach urodzinowych Olivera z dzieciństwa.
- Dzisiejszy dzień musi być rozczarowujący w porównaniu do lat, kiedy rodzice wynajmowali całe zoo w ogrodzie i wystrzeliwali fajerwerki z tortu – droczyła się Felicity.
- Nie bardzo. To ludzie sprawiają, że twoje urodziny są najbardziej wyjątkowe, a ja nie znam nikogo innego, z kim chciałbym je spędzić, niż z wami. Jednak muszę przyznać, że fajerwerki były całkiem spoko.
Felicity uśmiechnęła się do niego i sięgnęła po jego dłoń. Oliver podniósł ją z kanapy.
- Chodź, ciasto już pewnie wystygło i można je polać lukrem. Będziemy z powrotem za minutkę.
Oliver stał za nią i prowadził jej rękę, gdy rozlewała lukier po cieście. Po chwili zostawił pocałunek na jej policzku i Felicity zaczęła narzekać, że ją zbyt rozprasza. Kiedy w końcu ciasto było całe przykryte, podała mu szpatułkę.
- Urodzinowy chłopak może pierwszy polizać.
Kiedy wylizali szpatułkę do czysta, Oliver przyciągnął ją bliżej do pocałunku, który był słodki od czekolady.
- Najlepszy tort, jaki kiedykolwiek miałem.
- Nawet bez fajerwerków?
- Nawet bez fajerwerków.
- Powinniśmy chyba zanieść ciasto.
- Chyba.
- Oni na pewno już się domyślają, że się tu całujemy.
- I dobrze.

( Dopisek autorki: A więc według mnie, jakaś drobna rosyjska staruszka nauczyła Olivera piec w czasach, gdy był członkiem Bratvy. Dajcie się ponieść wyobraźni ;) )

4 komentarze :

  1. świetne opowiadanko. Uśmiechałam się kiedy go czytałam. Po prostu przestać nie mogłam
    Czekam na kolejne.
    Pozdrawiam:
    ~Paris

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super blog! Kocham Olicity i nie mogę się doczekać dalszych opowiadań :D

    OdpowiedzUsuń