niedziela, 24 kwietnia 2016

Cupid's Angel 13


Źródło: https://www.fanfiction.net/s/10060475/13/Cupid-s-Angel

Rozdział 13
Tej nocy Verdant kipiał świeżą energią. Halloweenowa impreza tematyczna Tommy’ego stała się hitem.
Siedząc na jednym ze stołków barowych, Oliver obserwował szaleństwo roztaczające się wokół niego. Byli tu zombie uganiający się za kobietami ubranymi jak lalki Barbie. Byli też superbohaterowie całujący złoczyńców w ciemnych zakątkach klubu. Ciała pokryte sztuczną krwią i zlane potem ocierały się o siebie na środku parkietu. Było tu tłoczno i wariacko – stary Ollie nieźle by się tu bawił.
- Szkocka. Czysta – poprosił barmana Oliver.
To była wyjątkowo spokojna noc dla Arrowa. Na jego gust aż zbyt spokojna, wciąż oczekiwał że w każdym momencie może wydarzyć się coś złego.
Doszedł do wniosku, że właśnie z tego powodu potrzebował szklanki szkockiej, od kiedy tylko zdjął swój zielony kaptur na resztę nocy.
Jednakże w głębi duszy wiedział, że chodziło o coś więcej. Nawet jeśli nie chciał tego przyznać, trapił go nie tylko brak przestępstw. Wiedział że był ku temu inny powód – a dokładniej powód w kolorze blond. Ale odrzucał i ignorował tą przyczynę, ten uśmiech, pocałunek i sny.
- Ollie! – Tommy wyłonił się z tłumu, ciągnąc za sobą Laurel.
Długi, biały kostium, dwa symetryczne koki z boku głowy i zielony miecz świetlny w dłoni nie pozostawiały żadnych wątpliwości co do tego, za kogo przebrała się Laurel – księżniczkę Leię z Gwiezdnych Wojen. Nigdy nie była fanką tego gatunku. W przeciwieństwie do niego i Tommy’ego, jak daleko sięgał pamięcią, Laurel zawsze uważała te filmy za zbyt przesadzone. Oliver więc lekko zdziwił się, widząc ją teraz jako księżniczkę Leię. Jednakże jego uwagę najbardziej przyciągnął zielony strój i kapelusz Tommy’ego.
- Czyżby to Robin Hood? – Oliver zaśmiał się na widok starego przyjaciela. Choć pewnie nie miał do tego prawa, zważywszy na fakt, że sam ubierał zielony, skórzany kostium co noc.
- Zieleń podkreśla moje oczy. A przynajmniej tak mi mówią. – Tommy powiesił rękę na ramieniu Laurel, mówiąc z najgorszym brytyjskim akcentem, jakiego Oliver kiedykolwiek słyszał. – W każdym razie, słyszałem że ostatnio dziewczyny strasznie lecą na łuczników. Nie mam racji, moja księżniczko?
Laurel wzruszyła niepewnie ramionami i odsunęła od siebie jego rękę. Tommy zachowywał się jakby reakcja Laurel go nie obchodziła, ale Oliver widział ukłucie żalu w jego oczach.
- A dlaczego ty się nie przebrałeś, Ollie? – Krzyknęła Laurel, próbując przebić się przez głośną muzykę.
- Och, ależ on jest przebrany! Nie widzisz? Oto Ponury Billioner – Tommy zdjął swój kapelusz i użył go, by zdmuchnąć wyimaginowany kłaczek ze skórzanej kurtki Olivera.
- Blisko! Ale tak właściwie to planowałem ‘Odnalezionego Rozbitka i Bogatego Właściciela Klubu’ – sprecyzował Oliver, rozśmieszając obojga przyjaciół.
- Jeśli mogę spytać, gdzie jest twój uroczy Anioł? – Tommy znowu przemówił swoim brytyjskim akcentem, albo raczej tylko myślał że to brytyjski akcent.
- Felicity będzie tu ze Speedy lada chwila. Jest bardzo podekscytowana tą imprezą. – Na twarz Olivera wypełzł uśmiech, gdy zdał sobie sprawę, z jaką łatwością imię jego Aniołka wyszło mu z ust. Jego uwadze nie umknęło, jak niekomfortowo czuła się Laurel, gdy omawiali temat blondynki. Jego prymitywna strona czuła zwycięstwo na widok grymasu na jej twarzy, gdy wspomniał o swojej udawanej dziewczynie.

- Świetnie, wciąż jest mi winna taniec. – Tommy mówił do Olivera, lecz jego spojrzenie było utkwione w wykrzywionej twarzy Laurel. Wyglądał jakby miałby jej do powiedzenia coś, czego nie wypada powiedzieć w obecności jej byłego chłopaka.
- Taa…. Miło będzie znów ją zobaczyć. – Laurel odwróciła wzrok od Tommy’ego, przenosząc uwagę na przypadkową osobę w tłumie.
Pomiędzy jego starymi przyjaciółmi wyraźnie tworzyło się napięcie, które cała trójka usiłowała ignorować, aby nie zepsuć tego wieczoru. Jednak pomimo najlepszych starań, konwersacja i uśmiechy stawały się coraz bardziej wymuszone i niezręczne.
Na szczęście podszedł do nich jeden z przyjaciół Laurel, również prawnik, i zaprosił ją i Tommy’ego, by dołączyli do grupki jej przyjaciół na parkiecie. Laurel, która czuła się najbardziej niekomfortowo w tej sytuacji, szybko zgodziła się na jego propozycję.
- Na razie! – Krzyknął Oliver do Tommy’ego, który podążył za Laurel.
Chwycił drinka, którego barman postawił na kontuarze, a potem ponownie skupił się na przyjaciołach.
Patrzył jak Tommy chwycił Laurel za biodra i zaczęli kiwać się do piosenki, której nigdy wcześniej nie słyszał. Laurel ze swobodą objęła go za szyję i uśmiechnęła się. Ego Olivera mówiło mu, że po prostu starała się wzbudzić w nim zazdrość. Ale nawet jeśli tak było, zauważył że Tommy i Laurel dobrze razem wyglądali. Nawet jeśli nie chodzili ze sobą – przynajmniej on nic o tym nie wiedział – wyglądali razem na szczęśliwych. Tak właściwie to z nim Laurel nigdy nie była tak szczęśliwa. Nawet w tych rzadkich czasach, gdy ich związek nie przechodził przez kolejny kryzys, Laurel nie była tak radosna jak z Tommy’m.
Wiedział, że pewnie powinien czuć zazdrość, widząc swoją ‘bratnią duszę’ tańczącą z kimś innym niż on sam, ale tak w ogóle nie było.
Chociaż na początku widok ich razem, zachowujących się tak nieskrępowanie w swoim towarzystwie, wywoływał w nim inny rodzaj zazdrości.
Kiedy Oliver wrócił do Starling City, nie spodziewał się zastać ich rozkwitającej przyjaźni. Tommy powinien być jego najlepszym przyjacielem, a Laurel powinna być jego dziewczyną w związku, nie związku. Nie powinno być ‘Laurel i Tommy’ego’.
Czuł się zdradzony przez ich nową więź. Zazdrościł im związku, który stworzyli gdy go nie było. Mieli własne historie do wspominania i Oliver czuł się w ich towarzystwie jak wyrzutek – piąte koło u wozu.
Pomimo że wiedział, iż czas spędzony z dala od domu bardzo go zmienił, samolubnie oczekiwał że wszyscy inni pozostaną tymi samymi ludźmi, którymi byli pięć lat temu – jego najlepszym przyjacielem, jego byłą dziewczyną, jego młodszą siostrzyczką. Dlatego, gdyż kiedy marzył o powrocie do domu, wyobrażał sobie że właśnie to zastanie. Nie tą inną rzeczywistość, gdzie Laurel i Tommy byli ‘Laurel i Tommy’m’. Nie to życie, w którym jego matka była żoną Waltera Steela, a jego siostrzyczka była nastolatką chodzącą na randki z idiotą zwanym Royem Harperem!
Na wyspie miał zawsze w pamięci obraz domu, ale rzeczywistość była zupełnie inna. Zazdrościł obojgu przyjaciół, że tak łatwo dopasowali się do nowej sytuacji, podczas gdy jego rzeczywistość była tak ciemna i nędzna. Może jeszcze nie przestał im tego zazdrościć. Może wciąż została w nim odrobina samolubnego Olivera, która chciała aby wszyscy i wszystko kręciło się wokół niego.
Upił łyk szkockiej i spróbował przypomnieć sobie, co tak naprawdę znaczyło dla niego zdjęcie Laurel na wyspie. ‘Cel’ – wywnioskował prędko. Potrzebował celu, na którym mógł się skupić, i ona nim wtedy była.
To nie tak, że Laurel go nie obchodziła. Zawsze się o nią troszczył. I pewnie już tak zostanie na zawsze. Lecz wciąż nie był przekonany, czy to z tego powodu uczepił się tamtego zdjęcia.
Nie był pewien, czy kiedykolwiek był naprawdę zakochany w Laurel Lance, czy tylko w jej idei. Reprezentowała sobą ideę idealnego życia. Mnóstwo osób wierzyło, że była idealną kobietą dla dwudziestotrzyletniego Olliego, spadkobiercy wartego setki milionów imperium. Jednakże teraz ani nie był już rozpieszczonym bachorem, ani nie chciał już takiego życia. Znowu nasunęło mu się pytanie, czy on kiedykolwiek tak naprawdę chciał tego życia? Albo czy tylko mu tak wmówiono?
Chyba wciąż nie do końca wiedział, czym jest prawdziwa miłość, ale wątpił, że wsiadłby na Gambita z Sarą Lance, gdyby szczerze kochał Laurel. Wątpił, czy zdradziłby ją tyle razy, gdyby kochał ją tak mocno, jak wtedy myślał.
Czy potrafiłby ją tak mocno zranić, jeśli byłby w niej zakochany?
Zastanawiał się, co by odpowiedział, gdyby ktoś kazał mu jednym słowem opisać, co aktualnie znaczyła dla niego Laurel. ‘Wina’ – to było pierwsze i jedyne słowo, które przyszło mu do głowy.
- Hej!
Odwrócił się, słysząc cichy głos za plecami.
- Felicity? – Oto i ona, w swojej anielskiej sukience i sandałkach, na oczach miała dopasowaną maskę. Stała w świetle migających zielonych laserów w klubie. Włosy miała luźno zaplecione na bok, a światło odbijające się od złotego naszyjnika na szyi dodawało jej magicznej aury.
Przełknął ślinę, zauważając kołczan pełen strzał wiszący przy jej sztucznych skrzydłach oraz łuk, który trzymała w prawej dłoni. To nie był pierwszy raz, gdy widział ją z łukiem w dłoni. Jednak za każdym razem, gdy widział ją z jego bronią, jego symbolem, budziło się w nim dziwne uczucie.
Wychylił szkocką do dna. Cieszył się, że siedział gdy ją ujrzał. Z tą sukienką, maską, skrzydłami i dymem w klubie, bez dwóch zdań wyglądała dziś jak anioł.
W tej chwili nie mógł już dłużej zaprzeczać, że to z jej powodu nagle potrzebował szkockiej.
Wiedział już wcześniej, że pojawi się w kompletnym stroju anioła i na tę myśl przez cały wieczór czuł się roztrzęsiony. Od kiedy mu się przyśniła, denerwował się na myśl, że znowu zobaczy ją w anielskiej formie.
Obawiał się, że może jakoś uwierzyć w jej historię i chyba miał rację.
Nie potrafił już dłużej jej nie wierzyć. Przez to, jak wyglądała. Jak na niego patrzyła. Od kiedy zaczął na niej polegać, jak na własnym sumieniu. Zaledwie wczoraj prosił ją o opinię na temat planu, jak schwytać Angelo Fernandeza.
- Więc, zgadzasz się na ten plan? – Przypomniał sobie, jak ją spytał pomimo dziwnego spojrzenia, jakie rzucił mu Diggle.
Felicity kręciła nosem na poprzednie plany, które zawierały o wiele więcej ‘strzałowania’*, jak to zwykle nazywała. Jednakże przeciwko temu ostatniemu planowi nie wyrażała sprzeciwu, siedząc w ciszy.
- Hmm – uśmiechnęła się do niego z fotelu przy komputerach. – Dopóki zamierzasz go tylko wystraszyć na śmierć, a nie posłać. – Usłyszał klik myszki, gdy odwróciła wzrok z powrotem na kolorową grę, którą przerwała.
Felicity uzależniła się od gier online. Dzięki Thei, oczywiście. Więc gdy tylko była w kryjówce, siedziała na komputerze i grała w te irytujące gierki.
Oliver kochał i nienawidził jej nową obsesję. Nienawidził tego, że jej uwaga była prawie ciągle skupiona na komputerach, ale z drugiej strony kochał miny, które robiła gdy przechodziła wyjątkowo trudny poziom. Według Thei, Felicity stała się mistrzem w tej grze, pobijając wszystkie rekordy.
- Hej – Felicity pomachała mu przed nosem wolną ręką, wyrywając go z zamyślenia. – Wszystko w porządku? – Usiadła na stołku obok niego.
- Gdzie jest Thea? – zapytał, wzywając gestem barmana po kolejny kieliszek. Potrzebował go, jeśli ma siedzieć obok kobiety, która całym sercem wierzyła, że jest aniołem. Nie chciał nawet myśleć, co to mogło znaczyć.
Czy w końcu oszalał? Czy Laurel naprawdę była jego bratnią duszą? Czy Felicity naprawdę zamierzała go zostawić, gdy miną trzy miesiące? Nie, nie chciał dostać odpowiedzi na żadne z tych pytań.
- Jest z Royem. – Felicity wskazała na małą grupkę ludzi w dalekim kącie klubu.
Znalezienie siostry zajęło mu chwilę. Była niebieska od głowy do ogona – tak, widocznie miała ogon i nie miała na sobie wiele więcej niż farbę do ciała. Roy stał u boku swojej dziewczyny, ubrany w prosty czerwony kaptur, rzucając niebezpieczne spojrzenie każdemu, kto ośmielił się gapić na nią zbyt długo.
Oliver odwrócił się, szukając Diggle’a. Strzegł przejścia, które prowadziło do ich tajemnej kryjówki.
Zasygnalizował mu, by miał oko na jego nieletnią siostrę. Diggle pokiwał głową i zaczął się przeciskać przez tłum w stronę Thei.
Oliver nie miałby nic przeciwko pilnowaniu jej samemu, ale wątpił żeby Thei spodobało się, jak jej brat zagląda jej przez ramię. Nie żeby uwielbiała, jak śledzi ją ochroniarz, ale zawsze lepsze to niż nadopiekuńczy starszy brat.
- O, Laurel tu jest! Chcesz potrzymać się za ręce? A może powinnam przybliżyć się do ciebie? – Zapytała Felicity, wieszając łuk na ramieniu.
- Nie! Po prostu siedźmy tu nie odstawiajmy żadnych scen! – Warknął bez zastanowienia. Nie chciał trzymać jej za rękę TYLKO dlatego, że była tu Laurel.
- W porządku. – Wydawała się zdruzgotana. Gdyby jej nie znał lepiej, pomyślałby że rzeczywiście chciała się na nim oprzeć i trzymać go za rękę. – W takim razie nie róbmy nic – Zacisnęła wargi z rozczarowaniem.
Wystarczyło jedno spojrzenie na te słodkie usta, a jego myśli wypełniły się wspomnieniami ich pocałunku. Spuścił wzrok, by wyrzucić z głowy pocałunek przy basenie – by zapomnieć, jak cudownie było obudzić się następnego poranka, trzymając ją w ramionach.
Był wdzięczny barmanowi, że podał mu kolejną szklankę szkockiej w chwili, gdy jego myśli miały odlecieć w zakazane rejony.
- Czy bolało jak spadłaś z nieba? – Oliver usłyszał mężczyznę rzucającego ten sam oklepany tekst na podryw, co on kiedyś.
Zacisnął szczęki, gdy ujrzał około dwudziestoletniego faceta w stroju czarodzieja, flirtującego z Felicity.
- I to jak! – Przytaknęła Felicity z entuzjazmem, co czarodziej omylnie uznał za kontynuację flirtu.
- To jak, chcesz zatańczyć? Czuję, że między nami wydarzy się coś magicznego – czarodziej pomachał różdżką nad głową Felicity.
- Zatańczyć? Ja…ja… - spojrzała na Olivera, jakby chciała by kazał jej nie iść.
- Przepraszam. Czy ja… w czymś przeszkodziłem? – Był całkiem spostrzegawczy, jak na faceta w głupiej szacie magika i kapeluszu.
Oliver zacisnął uścisk na szklance i tylko spojrzał na mężczyznę. Chciał zobaczyć, czy Felicity zostałaby z własnej woli. Ale jeszcze bardziej chciał sobie udowodnić, że nie ma nic przeciwko, gdy Felicity tańczy z innym mężczyzną.
Felicity wpatrywała się w niego jeszcze przez kilka uderzeń serca, marszcząc brwi.
- Nie, nie przeszkadzasz w niczym! – Wzdychając, wstała na nogi.
Nie zdając sobie z tego sprawy, Oliver sięgnął i chwycił jej małą dłoń.
Natychmiast utkwiła w nim wzrok.
- Oliver? – Czekała, by powiedział czego od niej chce.
Tylko że on nie miał pojęcia jak ubrać to w słowa. Nie wiedział, czy ma w ogóle prawo czegoś od niej chcieć. Pozwolił więc tylko ręce opaść.
Wzięła kolejny zirytowany wdech i odwróciła się do czarodzieja.
- Chodźmy potańczyć! – Chwyciła kawałek jego długiej szaty i pociągnęła go na parkiet.
Oliver jednym haustem dokończył drugą szklankę szkockiej i wgapił się w plecy oddalającej się blondynki.
Czarodziej czuł chyba, że ktoś przy barze ich obserwuje, bo z jakiegoś powodu był z nią bardzo ostrożny. Ich taniec nie był ani odrobinę intymny. Obracali się tylko w rytm muzyki i uśmiechali. Mimo to, Oliver nawet nie zauważył, jak zamówił trzeci, czwarty i piąty drink, podczas gdy patrzył jak jego Aniołek tańczy.
- Wiesz, w morzu jest pełno ryb.
Obrócił głowę, słysząc ponętny głos młodej kobiety. Ubrana była w czarną skórę. Albo ciemno czerwoną? Ciężko było powiedzieć w słabym świetle.
Zauważył łuk i kołczan wiszący jej na plecach. Łucznictwo było najwyraźniej ostatnio w modzie. Uśmiechnął się lekko na tę myśl.
- Ja stawiam, panie Queen. – Kobieta podała mu kieliszek z zieloną cieczą.
Jeszcze raz obrzucił wzrokiem nieznajomą. Była naprawdę piękną kobietą. Długie, czerwone włosy opadały jej na ramiona, a zielone oczy wyróżniały się na tle bladej skóry. Jednak coś było z nią nie tak. Nie mógł dokładnie powiedzieć co, ale czuł to przez skórę.
- Przepraszam, ale nie dosłyszałem jak się nazywasz? – Wziął nieufnie kieliszek.
- Jestem Cupid, głuptasku – rzuciła mu uwodzicielski uśmiech.
Groty strzał w kształcie serc, wystające z jej kołczanu, nabrały teraz więcej sensu.
- Co za zbieg okoliczności? – Wymamrotał pod nosem, wyczuwając ironię.
- Przepraszam?
- Znaczy się, co w tym jest? – Podniósł szklankę trochę wyżej i zbadał ją wzrokiem.
- Uwierzysz mi, jeśli powiem, że to eliksir miłości? – Przebiegła palcem wzdłuż jego ramienia.
Rzucił jej uśmiech w stylu dobrego, starego Ollie i zerknął na Aniołka, tańczącego chyba… Makarenę?
Gdy patrzył jak z wielkim entuzjazmem tańczy popularny taniec z lat dziewięćdziesiątych, na jego twarz wypełzł szczery uśmiech.
- To może darujmy sobie tą imprezę i chodźmy w bardziej ustronne miejsce?
Z powrotem przeniósł wzrok na stojącą obok niego czerwonowłosą. Była totalnym przeciwieństwem blondynki, na którą gapił się przez ostatnie kilka minut.
W jej oczach uchwycił błysk tej samej ciemności, którą często widział w swoich oczach.
Może tego właśnie potrzebował – kieliszka czegoś zielonego i czerwonowłosej dziewczyny. Może przyda mu się taki zimny kubeł wody. Może to pomoże mu przypomnieć sobie, kim tak naprawdę był – zabójcą, niewartym odkupienia i nie zasługującym na prawdziwą miłość.
Odchylił głowę do tyłu i wychylił kieliszek. Smakował jak wódka i coś, czego nie znał.
Noc z kobietą w skórzanym stroju powinna być bardzo prosta. Bez następstw, miał nadzieję. A już z pewnością bez uczuć.
Po prostu seks bez zobowiązań.
Naprawdę zamierzał się z nią przespać, gdy wypił zielony drink. Lecz wystarczyło jedno spojrzenie na Felicity – wciąż kręcącą się na środku klubu – i Oliver zmienił zdanie.
- Ja.. ja… przepraszam. Nie mogę. – Nie mógł znieść nawet myśli, jak mocno zawiódłby Felicity, gdyby przespał się z dziewczyną, którą dopiero poznał w barze – z dziewczyną, która nie była Laurel.
Nie zdradź jej!’ – ostrzegł głos w jego głowie. Przeczuwał jednak, że ‘ona’, o której mówił głos, nie była dziewczyną, którą uważano za jego bratnią duszę.
- Wszystko w porządku? – Czerwonowłosa chwyciła jego głowę i zmusiła go do patrzenia jej prosto w oczy.
Nagle poczuł, jak robi mu się lekko w głowie. Muzyka powoli przycichła. Całe otoczenie się rozmazało, a twarz kobiety zaczęła się zniekształcać i zmieniać.
- Felicity? – Przed nim nie stała już czerwonowłosa, lecz drobna blondynka.
Stanęła na czubkach palców i pocałowała go w usta.
- To jak, pójdziemy w jakieś bardziej ustronne miejsce?
- Ja… ja… - To nie mogła być Felicity. Jej oczy były one. Jej głos był inny. Jednak wyglądała jak ona.
- Chodź, kochaniutki – wyszeptała mu do ucha, a on nie miał sił się jej oprzeć.
Nie rozumiał, co się działo. Podążył za nią.
W następnej chwili leżał bez koszulki na łóżku, z rękami i nogami przypiętymi do ramy łóżka. Siedziała na nim okrakiem jakaś kobieta, ale był zbyt otumaniony, by ją rozpoznać.
- Fel-Felicity? – Zawołał.
- Ollie… - Ochrypły głos kobiety wyrwał go z transu. Szybko zdał sobie sprawę, że to nie była Felicity. Ona nigdy nie nazwałaby go ‘Ollie’.
Potrząsnął głową i zamrugał kilka razy. Odzyskał wzrok do tego stopnia, by zdać sobie sprawę, że siedzącą na nim kobietą, była dziewczyna, którą poznał w Verdant.
- Co się do cholery dzieje? – Rozejrzał się po pokoju. Ściany były pomalowane na krwistoczerwono. Po prawej stały świeczki, palące się przy czymś w rodzaju kolażu - zrobionego z artykułów z gazet i zdjęć Olivera Queena i Arrowa.
- Witaj w moich skromnych progach – Przywitała się kobieta, sięgając do tyłu i wyciągając jedną ze swoich strzał.
- Kim ty jesteś? - Zapytał Oliver.
- Jestem twoją bratnią duszą.
Oliver zaśmiał się. Naprawdę nie cierpiał tego słowa.
Zaczął pociągać za sznury, mając nadzieję że jakoś się z nich uwolni. Ale wciąż był słaby i kręciło mu się w głowie - skutki uboczne substancji, którą go otruto.
- Aww, nie przemęczaj się, mój kochany. Zachowaj energię na później, będziesz jej potrzebować. – Odpięła do połowy skórzaną kurtkę, odsłaniając czerwony biustonosz pod spodem.
Wkurzył się na jej próby uwiedzenia go. Jego wzrok powędrował do drzwi, podczas gdy próbował wymyślić plan ucieczki.
- Jeśli martwisz się, że twój ochroniarz wpadnie przez te drzwi i nam przeszkodzi, to nie masz czego się obawiać. Upewniłam się, że tego nie zrobi. Dałam mu dawkę tego samego eliksiru co tobie. Nikt nam dziś nie przeszkodzi, Ollie… albo wolisz, żebym mówiła ci Strzałko?
- Co?
- Wydajesz się być zaskoczony. Nie było się tak trudno domyśleć. Połączyłam tylko jedno z drugim do kupy – Mrugnęła okiem. – Oliver Queen wraca pięciu latach i nagle w mieście pojawia się nowy wojownik zabijający złych ludzi. Ta zielona farba mnie nie zmyli, Ollie.
- Czego ode mnie chcesz?
- Ciebie… - Pochyliła się. Jej ognisto rude włosy zasłoniły ich, gdy oblizała usta i pocałowała go.
Jej ciemność była kusząca, ale dzięki pocałunkowi szybko zdał sobie sprawę, że wcale tego nie chciał, ani nie potrzebował.
- Byłam w tobie zakochana od długiego czasu. Nie pamiętasz mnie, Ollie? Chodziliśmy do tego samego liceum. Uratowałeś mnie od łobuzów. I zawsze się do mnie uśmiechałeś. Nie pamiętasz? Byłam kapitanem klubu łucznictwa oraz naukowego. – Uśmiechnęła się do siebie, potrząsając głową. – Głupia ja, jak mógłbyś mnie rozpoznać? W tamtych czasach nosiłam aparat na zębach.
Carrie Cutter! Przypomniał sobie piegowatą dziewczynę z klamrami na zębach, chodzącą po korytarzach Starling High i gadającą sama do siebie. Oprócz tego nie potrafił sobie więcej o niej przypomnieć.
- Nie masz pojęcia, jak smutna byłam, gdy usłyszałam że zginąłeś. Przez wiele dni nie mogłam jeść i spać. W końcu rodzice wysłali mnie do terapeuty. Powiedziała, że jestem niepoczytalna i chciała mnie zamknąć. Ale ja wiem, że nie oszalałam. Ja po prostu jestem zakochana. A teraz wróciłeś i w końcu możemy być razem…
- Rozwiąż mnie, bym mógł cię dotknąć i kochać, jak tego zawsze chciałaś – postanowił grać w jej grę.
- Jeszcze nie… Może później. Muszę cię oznakować, żeby cały świat wiedział, że należysz do mnie. – Przebiegła grotem strzały po jego skórze, wzdłuż postrzępionych krawędzi blizn i po liniach tatuażu. – Gdzie by to zrobić? Może narysuję ci serduszko zaraz nad sercem?
- Puść go! – Drzwi otwarł się z hukiem i czerwonowłosa zamarła.
- Felicity? – Aniołek stał przed otwartymi drzwiami ze strzałą wycelowaną w jego porywaczkę.
Chyba nigdy nie czuł się wobec kogoś jednocześnie tak wściekły, dumny i pełen obawy, jak w tym momencie.
Ale jak do diabła ona wiedziała, gdzie go znaleźć?

* ‘arrow-ing’ – chodzi o typowe, brutalne zachowania Strzały, propozycje waszego tłumaczenia mile widziane w komentarzach :)

12 komentarzy :

  1. siemanko, fajny wpis, przyjemnie się go czytało, wpadnij też do mnie, pa:) ekologiczne zabawki poznań

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć bomba!! Czekam na szybkiego nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowe posty pojawią się w drugiej połowie maja, po maturze ;) trzymajcie za mnie kciuki! :)

      Usuń
    2. Powodzenia ja również pisze matury ;)

      Usuń
    3. Trzymam kciuki za jak najlepsze wyniki :)

      Usuń
  3. Najpierw o rozdziale. Bardzo fajny.
    Szkoda mi Olivera dał się tak kobiecie.
    Felicity miała wejście smoka :D.
    Czekam na kolejne tłumaczenie, a teraz...

    Nominowałam Cię do Libser Blog Awords, więcej informacji tutaj:
    http://wszystko-i-nic-by-radosna.blogspot.com/2016/04/liebster-blog-awords-3.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :D dziękuję za kolejną nominację, bardzo mi miło!
      Odpowiedzi na twoje pytania zawarłam w aktualizacji tego postu:
      Nominacja LBA #2.5

      Usuń
  4. Zupełnie od niedawna zaczęłam czytać twojego bloga, nadrobiłam zaległości i czekam na kolejne wpisy! Dodaję cię równiez do zakładki "czytam" i zostawiam link do swojego bloga: https://witcherworldbyme.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Juz nie moge doczekać się następnego.Ogolnie podoba mi się cały wątek ze Felicity jest aniołkem i cała relacja początkowa jak on się o nią Troszczy itp bardzi romantyczne opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak sądzę, miód na sercu w porównaniu do zawirowań ich związku w serialu ;)

      Usuń
  6. Kiedy next? coś dawno nie ma żadnych wpisów

    OdpowiedzUsuń