poniedziałek, 28 marca 2016

Cupid's Angel 12


Źródło: https://www.fanfiction.net/s/10060475/12/Cupid-s-Angel

Rozdział 12
W krokach wchodzącej po schodach Felicity widać było lekkie wahanie. Jej lewa ręka niepewnie przesuwała się po poręczy, a jej nogi poruszały się w ostrożnym tempie. Oliver obarczał za to winą fakt, że jego droga matka stała tuż pod schodami i ich obserwowała. Jak to nazywała większość jego byłych dziewczyn, matka rzucała jego aniołkowi ‘to spojrzenie’ – przypominające ostrą lwicę, próbującą chronić swoją dumę.
- Tak bardzo się cieszę, że mama pozwoliła ci tu zostać. Będziemy się świetnie bawić! - Zapiszczała Thea, wciągając Felicity na korytarz prowadzący do jej pokoju.
Oliver podążył za nimi. Nie musiał, ale to zrobił. Coś mu nie pasowało na myśl, że Felicity będzie spać w rezydencji, lecz nie w jego pokoju. Coś było nie tak w całej tej sytuacji. Ale wiedział, że już więcej nie ma nic do powiedzenia w tej kwestii. Skończyły mu się wymówki i powody by trzymać ją w swoim pokoju. A już z pewnością takie, które zaakceptowałaby jego matka i siostra, bez wyjawiania jego własnych sekretów.
Żołądek Olivera wywinął koziołka, gdy minęli jego pokój. Szybko rzucił okiem na zamknięte drzwi i na blondynkę. Co ciekawe, jej wzrok był utkwiony w nim. Czy też czuła taki sam ciężar w klatce piersiowej jak on?
- Urządźmy dzisiaj noc filmów Disneya! Uwielbiasz te filmy, nieprawdaż? Ooo, a może ‘Piękna i Bestia’? – Thea zaklasnęła w dłonie, zachwycona własnym pomysłem. Miło było patrzeć, jak jego siostrzyczka, która zazwyczaj chciała być już dorosła, ekscytowała się oglądaniem filmów Disneya. – Myślę, że go pokochasz. To film o bestii, która zakochała się w pięknej dziewczynie i…
Felicity gwałtownie obróciła wzrok ku Thei.
- Nigdy więcej filmów Disneya! – stwierdziła rozkazującym głosem, zaskakując przy tym Theę.
- Ok? Co w cię wstąpiło? – siostra Olivera skrzywiła się.
Thea miała rację. Wyraźnie coś się działo z Felicity. Słyszał to w jej głosie. Czuł to. Wyczuł to już kilka godzin wcześniej, gdy siedzieli przy stole w jadalni. Zachowywała się dziwnie przez całą noc i nie paplała tyle co zwykle. Czy to tylko dlatego, że czuła się onieśmielona przez jego matkę, czy stało się coś jeszcze? Czy powiedział coś, co ją uraziło?

Oliver zobaczył jak jej blond czupryna pokiwała w zaprzeczeniu.
- Nic we mnie nie wstąpiło… - stwierdziła cichym głosem i poszła dalej.
Kilka zakrętów potem dotarli do pokoju Thei. Oliver stanął kilka kroków za dziewczynami i obserwował jak jego siostra męczy się z klamką. Kiedy drzwi się w końcu otworzyły, wkroczyła do środka nieświadoma tego, że Felicity wciąż stoi na zewnątrz, wpatrzona w Olivera. Jej zmęczone oczy napotkały jego wzrok i poczuł, że wręcz w magiczny sposób przybliża się do niej.
Może tylko widział to co chciałby zobaczyć, ale Felicity wyglądała, jakby prosiła by zabrał ją stąd ze sobą.
- Felicity! – Krzyknęła Thea z pokoju i blondynka szybko obróciła się w jej stronę.
- Hej… - Oliver zdołał chwycić jej dłoń, tuż zanim weszła do kolorowej sypialni Thei.
- Hej? – Odwróciła się do niego z łatwością, jakby spodziewała się, że ją zatrzyma.
- Felicity… Ja… - Nie wiedział, co tak naprawdę powinien teraz powiedzieć, kiedy trzymał jej dłoń.
Niewyraźnie słyszał, jak w tle jego siostra chodziła po pokoju, mówiąc coś o filmach o super bohaterach i ich dzieciństwie. Ale jego mózg nie rejestrował niczego poza tym, jak Felicity wypowiedziała jego imię:
- Oliver?
W sposobie, w jakim wypowiadała jego imię było coś szczególnego. Nigdy Ollie, zawsze Oliver. Ostatniej nocy myślał, że już nigdy więcej tego nie usłyszy. Myślał że ją stracił – a w zasadzie, że ją zabił. Sama myśl o chodzeniu do kryjówki i nie napotkaniu jej uśmiechu, niemożności usłyszenia jej głosu, martwiła go bardziej niż powinna.
Spuścił wzrok na jej delikatną dłoń, którą trzymał w uścisku. Drobna, delikatna, lekko szorstka na jednym palcu – znak szczególny łuczników.
Nie wiedział, czy działała celowo lub przypadkowo, ale poczuł jak jej kciuk przebiegł po wierzchu jego dłoni. Po raz pierwszy od długiego czasu, uwierzył że wszystkie grzechy, które popełnił tą dłonią, mogą kiedyś zostać przebaczone i zapomniane.
Co ona z nim robiła? Zaczynał czuć coś, czego myślał że już nigdy nie poczuje. Nadzieja? Może nawet coś więcej niż to.
Przestudiował ją wzrokiem. Biały t-shirt i niebieskie dżinsy, podkreślające jej kształty. Niesforne loki opadające na jej nagą szyję. Otwarte usta i trzepoczące rzęsy, kiedy ich spojrzenia znów się spotkały. Jakżeby mogła nie być aniołem?
Przypomniał sobie jednak znowu, że wierząc w taki drobny szczegół musiałby uwierzyć w całą resztę – Kupidyna, magiczne strzały, bratnie dusze i tym podobne. A nie był jeszcze całkiem pewny, czy był gotowy i chętny w to wszystko uwierzyć.
- Oliver, wszystko w porządku? – Jej głos otrząsł go z zadumy.
Oliver przytaknął niepewnie.
- Tak. – Odpowiedział, a potem wsunął wolną rękę do tylnej kieszeni spodni i wyciągnął jej naszyjnik. – Pomyślałem tylko że chciałabyś go z powrotem… - Odwrócił jej dłoń i położył na niej biżuterię.
Chwyciła mocno łańcuszek i uśmiechnęła się do niego.
- Dziękuję.
Jej dłoń wyślizgnęła się z jego uścisku, zostawiając mu ciepło na pamiątkę. Szybko zacisnął dłoń w pięść, jakby chciał uchwycić to uczucie na zawsze.
- Dziękuję – powtórzyła, trzymając naszyjnik przy sercu. Nigdy nie mógł zrozumieć, dlaczego tak bardzo go uwielbia. Dla niego było to tylko okrutnym przypomnieniem tego, jak bardzo ją zranił.
- Więc co w końcu wybieramy? – Thea wyszła z pokoju, trzymając płyty ‘Iron Man’ i ‘Piękną i Bestię’. Pomimo upartego sprzeciwu Felicity by nie oglądać bajki, Thea wciąż chciała przekonać ją do zmiany zdania. Próbowała skusić anielską przyjaciółkę świecąc jej kolorową okładką płyty po oczach. – Bilioner, który stał się superbohaterem czy potwór, który zmienił się na lepsze dzięki miłości swojej wybranki?
Felicity wzięła płytę ‘Iron man’ z rąk Thei i odwróciła do tyłu, by przeczytać streszczenie.
- Ja… chyba jestem za bilionerem, który został superbohaterem…
Oliver poczuł dziwny uścisk w żołądku słysząc jej słowa, ale próbował nie przywiązywać do tego większej wagi.
- Niech ci będzie – westchęła Thea z rozczarowaniem i wciągnęła Felicity do środka. – W takim razie do zobaczenia jutro rano, Oliver. Dobranoc!
Zanim drzwi się zamknęły, Oliver ujrzał w przelocie oczy Felicity. Powoli wycofał się z dala od pokoju siostry, podczas gdy w głębi duszy pragnął wtargnąć do środka i porwać Felicity do siebie. Nie był pewien, dlaczego odczuwał tak palącą potrzebę zabrania jej ze sobą, ale nie mógł się dłużej oszukiwać, że to tylko dlatego, bo musiał trzymać ją na oku.
Przeczesał włosy palcami, czując się jakby tracił zmysły. A nie można było zaakceptować, że traci głowę dla dziewczyny, która nazywała się aniołem – dziewczyny, która prawdopodobnie opuści jego świat za parę tygodni.
Dlatego więc zamiast wracać do swojej pustej sypialni, postanowił zejść na dół do basenu i trochę popływać. Miał nadzieję że zimna woda i wysiłek wybiją mu z głowy nieustanne myśli o blondynce.
Od kiedy wrócił z Lian Yu, na krytym basenie był tylko raz. Oprócz nowych leżaków, nic się w tym czasie tam nie zmieniło.
Włączył kilka świateł i rozebrał się do bokserek. Po wzięciu głębokiego wdechu wskoczył w błyszczącą taflę wody. Zimna chlorowana woda była niczym w porównaniu do ciężkich warunków, które przeżył na wyspie. Nawet się nie wzdrygnął.
Płynął z jednego końca basenu, do drugiego. Ale jak szybko by nie płynął, nie potrafił uciec od powracającego wciąż obrazu Felicity. Jej uśmiechu, śledzących go oczu. Nie mógł po prostu zapomnieć tego, jak leżała na sali szpitalnej. Nie umiał się zmusić by zapomnieć, jak zupełnie bezradny i zrozpaczony się czuł tamtej nocy, niosąc ją do szpitala.
Przestał pływać i uderzył wodę z frustracją. Przebiegł wzrokiem otoczenie. Mimo że wiedział, jak wydostać się z wody, czuł się kompletnie zagubiony.
- Oliver, jesteś tam? – Przez moment myślał, że się przesłyszał. Odwrócił się i ujrzał bosą blondynkę, powoli zbliżającą się do basenu.
Co ona tu robiła? I dlaczego znów miała na sobie jego t-shirt?
- Felicity?
Dziewczyna przypatrywała się wodzie. Nerwowo marszczyła palcami materiał koszulki na talii, przypadkowo jeszcze bardziej ją skracając.
- Nie powinnaś oglądać filmu o bilionerze – superbohaterze? – Burknął. Przyszedł tu by ją unikać, a właśnie stała tu tak niewinnie, uroczo… seksownie? Szybko otarł twarz zimną dłonią, by zablokować wybujałą wyobraźnię.
- Oglądałam… - powiedziała, zatrzymując się na skraju basenu.
Czy był tu aż tak długo? Był tak zanurzony w myślach, że nie zdawał sobie sprawy z upływu czasu.
- A Thea zasnęła… Więc… Poszłam do twojego pokoju poszukać cie… twojego t-shirta… i potem się jakoś zgubiłam i trafiłam tutaj… - wymamrotała, siadając po turecku na wypłytkowanej podłodze.
- Nie powinnaś tu być. Znaczy się, powinnaś odpoczywać… - podpłynął do niej bliżej. Coś mu mówiło, że nie była to zbyt mądra decyzja.
- Ach, ale zimno! – Zadrżała, kiedy zanurzyła stopę do chłodnej wody. Na jej twarzy odbijała się niebieska tafla wody. Bez wątpienia wyglądała jak zaczarowana istota wysłana z nieba, by go oczarować. Jednak pomimo blasku, zauważał że wciąż nie odzyskała w pełni sił od wydarzeń z zeszłej nocy.
- Naprawdę nie powinnaś tu być. – Oczywiście, że bał się o jej zdrowie, lecz jeszcze bardziej obawiał się, do czego mogą go sprowokować jego wzburzone hormony.
- Nie mogę zasnąć – wyznała, wpatrując się tępo w swoje odbicie w wodzie.
Basen nie był zbyt głęboki przy brzegu, mógł więc z łatwością podejść do niej jeszcze bliżej.
- Dlaczego? Co się stało?
- Nie wiem. – Bawiła się swoim naszyjnikiem. W kółko go podrzucała i obracała.
Zrobił kolejny krok i złapał wisiorek w kształcie serca.
- Czemu wciąż to nosisz? – Lekkie szarpnięcie sprawiło, że pochyliła się do niego odrobinę. Ich oczy nie były jeszcze na tym samym poziomie, lecz wystarczyło do tego jeszcze jedne pociągnięcie.
Kosmyki złotych włosów opadły na jego twarz. Chwycił jej policzek drugą ręką. Jej skóra była miękka i gorąca na tle jego szorstkiej dłoni.
- Bo to jest… - Przerwała, spuszczając wzrok na jego zbliżające się usta. – Oliver, co ty rob… - Zanim zdążyła skończyć zdanie, wpadła z pluskiem do wody. Oliver nie miał pojęcia, czy to on za mocno pociągał za łańcuszek, czy sama się poślizgnęła. Ale z tego czy innego powodu, machała teraz rękami i nogami, próbując utrzymać się na powierzchni.
- Felicity, już w porządku… Mam cię… Mam cię, spokojnie. – Chwycił ją w talii i starał się utrzymać. Gdyby się tylko uspokoiła, mogłaby pewnie stanąć. Chwycił jej twarz w obie ręce. – Felicity! – Krzyknął, wpatrując się w jej oczy i w końcu zdobył jej uwagę. Powoli się uspokoiła. Krztusząc się odrobiną wody, pozwoliła swojemu ciału opierać się na nim. – Już w porządku?
- Yhy... – przytaknęła Felicity, ciężko dysząc. Oliver czuł jej ciepły oddech na piersi. Dotyk jej mokrego ciała sprawił, że przygryzł dolną wargę.
Potem dziewczyna lekko się odsunęła i rozejrzała wokoło, jakby próbując zrozumieć jakim cudem wylądowała w basenie. Wydawała się taka drobna, stojąc w pułapce pomiędzy nim a ścianą.
- Uch, przez ciebie jestem mokra! – Wypaliła niewinnie.
Przygryzł mocniej wargę, wyobrażając sobie, jak mówi mu te same słowa w nieco innych okolicznościach. Przez tę jedną myśl stracił całą siłę woli. Przyciągnął ją do siebie za naszyjnik i pocałował, słysząc w zamian zaskoczony pisk.
Zaczęło się jak delikatne muśnięcie. Lecz bardzo szybko przerodziło się w fantazyjny i namiętny pocałunek. Zacisnął dłonie na jej wąskiej talii, zatapiając się chciwie w jej skórze.
Choć usta Felicity były rozchylone, wydawała się zbyt oszołomiona, by pocałować go w odpowiedzi. Jego mózg ostrzegał go by przestał. Mówił mu, że to było niewłaściwe. Mówił mu, że może ona tego nie chciała. Ale każda inna część jego ciała pragnęła, by się jej mocno trzymał. By nie przerywał tego pocałunku. Więc tak zrobił. Albo przynajmniej próbował.
- Nie! – Felicity wyślizgnęła się z jego uścisku i spojrzała na niego. – Co to było? – Położyła dłoń na ustach.
- Myślałem, że zamierzasz paplać… - Nie mógł wpaść na lepszą wymówkę. Ostatnio chyba wychodził z wprawy.
- Naprawdę? – Zmarszczyła brwi w niedowierzaniu i cofnęła się do tyłu, aż poczuła ścianę za plecami. – Ale… Ale ty nie możesz tak robić… Tak nie można! Bo Laurel i ty… ty i Laurel… nie możesz!
Wymamrotała pod nosem jeszcze parę strzępków zdań i wyczołgała się z basenu.
- Ty… my nie powinniśmy… nie możemy tego więcej robić… - powiedziała, patrząc na niego z góry. Woda ściekająca z mokrej koszulki tworzyła kałużę u jej stóp. – Mam na myśli, z powodu Laurel… to nie w porządku – przypomniała mu raz jeszcze.
Zacisnął zęby. Laurel! Oczywiście, jak mógł zapomnieć? Nawet kiedy Felicity była umierająca, martwiła się tylko o to, czy pogodzi go z jego bratnią duszą. Jak mógłby zapomnieć? Laurel była mu przeznaczona i Felicity pragnęła jedynie ich połączyć, aby odzyskać swoje skrzydła. Nigdy nie chciała czegoś więcej. A on pewnie również pocałował ją tylko z powodu jej małych podtekstów i co najważniejsze – przez to, jak ta mokra koszulka opinała jej ciało. Każdy mężczyzna na jego miejscu by się skusił.
- Nie martw się, to się już nie powtórzy! To było tylko nieporozumienie… - Nie chciał brzmieć tak szorstko. Nie chciał, by brzmiało to jakby go zraniła. Ale dokładnie tak to wyszło.
- Dobrze… - powiedziała zanim uciekła, dokładnie jak gdy ostatnio się całowali. Jednak tym razem to on zaczął pocałunek i obiecał więcej tego nie robić.
Poleżał w basenie jeszcze przez kilka minut, a potem powoli wyszedł z wody. Zostawił ubrania tam gdzie leżały, ubrał natomiast jeden z białych szlafroków leżących na krzesłach.
Oliver powędrował do swojego pokoju, czując złość na wszystko i wszystkich. Był wściekły na nią, że w ogóle pojawiła się w jego już pogmatwanym życiu. Był wściekły na siebie, że stracił kontrolę i znowu ją pocałował.
Otworzył drzwi mocnym pchnięciem. Właśnie miał włączyć światło, kiedy zauważył że coś rusza się na jego łóżku. W pierwszym instynkcie chciał zaatakować, ale szybko zdał sobie sprawę że nie ma takiej potrzeby. Ponieważ to tylko Felicity. Spała na jego łóżku zwinięta w kłębek, ubrana w jego dresową bluzę.
Co ona od niego chciała? Zaledwie parę minut temu od niego uciekła. A teraz wprosiła się do jego łóżka i ubrała jego bluzę!
Zamknął drzwi i ruszył naprzód z zamiarem wyproszenia jej stąd. Jednak kiedy zbliżył się do niej i usłyszał jak cicho chrapie, jego gniew stopniowo zelżał. Stanął przy łóżku i ją obserwował. Jego gniew całkowicie zniknął i ustąpił miejsca czemuś bardziej delikatnemu. Tak samo czuł się wcześniej w szpitalu, kiedy Felicity w końcu otworzyła oczy.
Tak długo odsuwał od siebie uczucia, że teraz nie potrafił już rozpoznać, co czuje i dlaczego. Może tak naprawdę nigdy nie doznał podobnych uczuć. Nie cierpiał jej za to, że wprawiała go w zakłopotanie. Nie! Tylko wmawiał sobie to wierutne kłamstwo. Nie nienawidził jej. Był jedynie sfrustrowany!
Nagle Felicity przekręciła się na drugi bok i mocno wtuliła w poduszkę. Wyglądała jakby od zawsze tu pasowała, w jego łóżku, w jego bluzie i w jego życiu. Ta mała myśl zmusiła go do szybkiego kroku w tył, z dala od łóżka. Takie myśli były niebezpieczne. Takie myśli w ogóle nie powinny przyjść mu do głowy.
Pomyślał więc, że zamiast wczołgać się na swoją stronę łóżka, dzisiaj zajmie podłogę. Przekonywał siebie, że na podłodze będzie mu przecież wygodniej. Przebrał się w piżamę i położył na ziemi. Z trudem ignorował skrzypienie łóżka za każdym razem, gdy Felicity przewracała się na drugi bok. Jeszcze trudniej było mu nie zwracać uwagi na ciche pomruki, które brzmiały trochę jak jego imię.
Wbił wzrok w sufit, postanawiając nie przeszkadzać kobiecie śpiącej w jego łóżku.
Ciemność wokół niego powoli gęstniała wraz z każdą sekundą. W pokoju rozbrzmiewał nostalgiczny dźwięk deszczu padającego nad zielonym lasem. Natychmiast zerwał się na nogi. Zamrugał oczami, nie dowierzając temu co widzi. Znalazł się z powrotem na wyspie Lian Yu. W miejscu, gdzie stracił swoje człowieczeństwo i niewinność. W miejscu, gdzie pożegnał dwudziestotrzyletniego Olliego.
Zaczął biec przez las bez konkretnego powodu. Nie miał pojęcia przed kim lub gdzie ucieka. Ale nie przestawał biec. Biegł dopóki usłyszał płacz. Zatrzymał się gwałtownie na ten dźwięk i spojrzał za siebie, by zobaczyć kto to taki.
Na leśnej ścieżce leżała kobieta, wyglądała blado i bez życia. Mimo że z dala nie mógł dojrzeć kto to, serce zawaliło mu w piersi, gdy zdał sobie sprawę, że miała blond włosy. Pobiegł do niej, modląc się żeby to nie była osoba, o której myślał. Z całych sił pragnął uwierzyć, że to jakaś inna blondynka.
Ale w duchu już wiedział, że kobietą leżąca na ziemi w szpitalnej koszuli może być tylko Ona.
- Felicity? – Ukląkł przy niej i odwrócił ją. Jej ciało było zimne i bezwładne, jakby od dłuższego czasu była pod wodą. – Obudź się! – Potrząsnął nią, ale ona ani drgnęła. Leżała dalej z zamkniętymi oczami.
Przyłożył ucho do jej klatki piersiowej szukając bicia serca, ale nie słyszał ani najmniejszego szumu.
- Nie! To nie może się dziać! Nie! – Wrzasnął, przytulając ją w swych ramionach. To nie powinno się zdarzyć. Nie tak miała go zostawić!
- Oliver – odwrócił się, czując ciepłą dłoń na ramieniu. – Oliver, wszystko będzie dobrze.
To była Felicity. Stała za nim, ubrana w swoją anielską szatę. Nagle rozjaśniało nad nią oślepiające światło i odzyskała parę rozłożonych skrzydeł.
Sam jej widok nieco go uspokoił. Spojrzał w dół na swoje ręce i zszokowany odkrył, że zimne ciało które kurczowo obejmował, znikło bez śladu.
- Po prostu zamknij oczy i się połóż. Będzie dobrze – powiedziała mu, gładząc palcami jego zaciśnięte szczęki.
Posłuchał jej bez słowa.
- A teraz śpij – szepnęła.
Oparł się na boku, a Felicity położyła się obok niego.
- Wszystko będzie dobrze. – Przysunęła się do niego bliżej i przeczesała mu dłonią włosy.
Zamknął oczy i zapadł znów w głęboki sen.
Kiedy obudził się następnego ranka w swoim pokoju, zdał sobie sprawę że to wszystko mu się przyśniło. Cóż, może jednak nie do końca wszystko. Bo oto obok niego na podłodze leżała piękna, młoda kobieta i oplatała go w pasie. Zaczął myśleć, że to mogło się rzeczywiście zdarzyć. Oczywiście raczej nie część, gdzie Felicity zmieniła się prawdziwego anioła ze skrzydłami, ale część, w której pomogła mu się uspokoić i znowu zasnąć.
Od jakiegoś czasu nie śniły mu się koszmary i po raz kolejny zastanawiał się, czy obecność Felicity w jego życiu miała coś z tym wspólnego. W takich chwilach powoli przekonywał się, że była aniołem – jego aniołem.
- Oliver? – Zza zamkniętych drzwi doszedł go głos jego matki. – Oliver! – Zawołała go ponownie, pukając do drzwi.
Ostrożnie odsunął na bok rękę Felicity i wstał. Spojrzał na nią przez sekundę i bezgłośnie podziękował jej za bycie przy nim.
Po kolejnym pukaniu do drzwi, podszedł do drzwi.
- Mamo? – Odezwał się przez wąską szparę w drzwiach, aby nie zobaczyła dziewczyny leżącej na podłodze.
- Przepraszam że cię budzę, ale…
- Oliver? Z kim rozmawiasz? – Podeszła do niego zaspana Felicity i otworzyła drzwi trochę szerzej. Na widok jego matki otworzyła szeroko oczy. – Och! Pani Queen! – Próbowała ogarnąć swoją czuprynę i bluzę, która dziwnym trafem nie była do końca zapięta.
- Mamo… Ja…
Moira uniosła dłoń i go zatrzymała.
- Jesteś dorosły, Oliver, nie musisz mi się tłumaczyć… ale czasem chciałabym… - Westchnęła z irytacją, jak to robią matki, które czują się zawiedzione przez swoje dziecko. Przez lata Oliver zdążył się do tego przyzwyczaić.
- Mam dzisiaj spotkanie z Luciusem Foxem w Wayne Enterprises – zmieniła szybko temat, zmieniając się ze zmartwionej matki w surową bizneswoman, która miała na głowie o wiele ważniejsze sprawy. – Wylatuję do Gotham za parę minut. Nie będzie mnie do jutra rana. Więc… Spróbuj trzymać się z dala od problemów i pierwszych stron gazet – ostrzegła go i odeszła, rzucając na odchodne Felicity jedno ze swoich spojrzeń.
- Twoja matka nigdy mnie nie polubi! – Jęknęła Felicity, kiedy znikła im z oczu.
Oliver wzruszył ramionami. Jego matka była skomplikowanym człowiekiem. Tylko raz w życiu prawie zaakceptowała dziewczynę, którą zaprosił do swojego pokoju. Była nią Laurel Lance. Nawet wtedy nie był pewien, czy matka szczerze ją lubi. Wiedział jednak, że miała nadzieję iż Laurel, ambitna i zrównoważona dziewczyna, zdoła zmienić go w jej wymarzonego syna – mężczyznę zasługującego na nazwisko Queen.
- To będzie mój trzeci cel. Sprawię, że twoja mama mnie polubi! – Stwierdziła stanowczo Felicity.
- Trzeci cel? A jaki jest drugi? – Znał jej pierwsze postanowienie. Nagle teraz miała już dwa?
- Tak, trzecie zadanie – przyznała. – Pierwsze to oczywiście połączenie cię z Laurel. A drugie… - Przyjrzała się złotemu łańcuszkowi na szyi. – Drugie to zdobycie twojego zaufania. – Uśmiechnęła się nieśmiało i poszła w stronę łazienki.
Teraz już rozumiał, dlaczego nosiła ten nadajnik na szyi. Nie dlatego, że jej się podobał. Podobał jej się, ale to było bez znaczenia. Nosiła go, by przypominał jej o trzecim celu, który sobie wyznaczyła. Z jakiegoś powodu, nadajnik jeszcze bardziej go drażnił.

8 komentarzy :

  1. Mam nadzieję że Felicity wreszcie pozwoli się pocałować oliverowi . Czekam z niecierpliwością . Cudny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też :D i nie tylko w tym opowiadaniu, ale przede wszystkim w serialu :3

      Usuń
  2. Widzę, że przeniosłaś, się też na Wattpada. Tam też będę zaglądać.
    Jak zwykle świetne tłumaczenie.
    Falicity trochę nieporadna.
    Czekam na next :D.
    Black Canary Dinah ''Laurel'' Lance


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, też będę publikować tam opowiadania, ale zawsze najpierw tutaj na blogu :)

      Usuń
  3. Cześć jak zawsze super. Brak słów po prostu. Czekam z niecierpliwością na nexta!!! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy next bo nie mogę się doczekać!! Kocham twoje opowiadania

    OdpowiedzUsuń