czwartek, 16 czerwca 2016
Cupid's Angel 14
Źródło: https://www.fanfiction.net/s/10060475/14/Cupid-s-Angel
Rozdział 14
Z siłą, o którą sama siebie nie posądzała, Felicity kopniakiem wyważyła odrapane drzwi. Intuicja podpowiadała jej, że właśnie tutaj znajdzie Olivera i miała rację. Zastała go przywiązanego do łóżka i przygniecionego przez tą samą kobietę, z którą wyszedł z klubu.
Felicity wiedziała, że czerwonowłosa oznacza same kłopoty, już w momencie gdy podeszła do Olivera przy barze. Może i wywijała wtedy biodrami w rytm macareny, ale jej uwaga była skupiona ma Oliverze i nieznajomej. W chwili gdy Oliver zaczął podążać za nią do wyjścia, Felicity porzuciła swojego partnera tanecznego i poszła szukać Diggle’a.
Niestety prawie dwumetrowy ochroniarz i przyjaciel ku jej zaskoczeniu zniknął, musiała więc prosić o pomoc innego sojusznika. Razem udało im się znaleźć samochód Olivera zaparkowany przed walącym się budynkiem w Glades.
Kiedy wparowała przez zniszczone drzwi, nie miała jeszcze planu na wypadek, gdyby znalazła ich w środku. Lecz kiedy zobaczyła przetrzymywanego siłą Olivera, przywiązanego do łóżka, nie musiała się długo zastanawiać zanim wymierzyła staromodną broń w porywaczkę.
- Puść go! – Felicity nigdy nie wypuściła strzały z zamiarem zrobienia komuś krzywdy. Wiedziała jednak, iż jeśli dojdzie do najgorszego, zrobiłaby to dla Olivera – tylko dla niego.
Jednakże to, dlaczego tak właściwie była gotowa zranić kogoś by uratować Olivera Queena, pozostawało dla niej niejasne. Czy chodziło tylko o to, że nie ukończyła jeszcze swojej misji? A może dlatego, iż wiedziała ile dobra czynił Oliver nosząc swój zielony kaptur? Czy dlatego, że on na pewno zrobiłby to samo dla niej? Albo może z innego powodu, czegoś głębszego – czegoś, czego nie powinna nawet czuć? To nie było odpowiednie miejsce i czas na rozmyślanie, ale pytania same nasuwały się jej na myśl.
- Felicity? – Oliver patrzył na nią szeroko otwartymi oczami, zaskoczony i jednocześnie zafascynowany jej wtargnięciem.
- Cóż za urocza kruszynka! – Zaśmiała się czerwonowłosa, odrzucając głowę do tyłu. Słysząc jej zimny, bezwzględny i przenikliwy śmiech, Felicity poczuła dreszcz przechodzący po plecach.
- Felicity, czyż nie? Teraz widzę, czemu Oliver wybrał cię na swój smaczek miesiąca. Widać ten urok. – Narysowała coś na piersi Olivera swoim grotem w kształcie serca. – Przykro mi to mówić, lecz cokolwiek was łączy, nie ma nawet porównania do tego, co my mamy. Jesteśmy sobie przeznaczeni. – Pochyliła się i złożyła brutalny pocałunek na ustach protestującego Olivera.
W tej chwili Felicity miała czysty strzał. Była to idealna okazja, by strzelić do kobiety. Jednak jej palce wciąż wahały się nad wypuszczeniem strzały.
- Nie jesteś jego bratnią duszą!
Jak ta obca kobieta śmiała całować Olivera, jakby należał do niej?
Przedtem Felicity nigdy nie widziała, jak Oliver całuje się z kimś innym niż z nią. A tego wieczoru widziała jak czerwonowłosa całuje go aż dwa razy – raz przy barze i drugi przed chwilą. Za każdym razem Felicity ciężko oddychała przez nos, jakby wybuchł w niej pożar.
Winą obarczała wszystkie kieliszki wódki, które dzisiaj wypiła. Po tym jak przyznała, że stresuje się z powodu wypadu do klubu, Thea praktycznie siłą wlała jej wódkę do gardła. „Nie rozumiem, dlaczego się tak stresujesz. Ale nie ważne jaki jest powód… zaufaj mi, wóda zawsze pomaga” – obiecała młoda brunetka zanim sama wychyliła kieliszek.
Alkohol dodał Felicity odwagi, ale tylko do momentu gdy ujrzała Olivera siedzącego samotnie przy barze.
Zachowywał się dziwnie przez cały dzień. Był bardziej zrezygnowany, cichszy niż zwykle w jej towarzystwie. Nie miała pojęcia dlaczego, ale odmówił nawet trzymania się za rękę w klubie. Może nie czuł już potrzeby dalszego udawania, skoro poszli już na ostatnią randkę i zerwanie czaiło się na horyzoncie. W każdym razie, jego zachowanie ją stresowało.
- Felicity! Uciekaj stąd! – Oliver oderwał usta, przerywając pocałunek i doprowadzając tym porywaczkę do szału.
- Więc mam uwierzyć, że to ty jesteś bratnią duszą Olliego? – Kobieta ubrana w skórzany strój w końcu zsunęła się z Olivera. Jej kurtka była do połowy odpięta, a szminka lekko rozmazana od pocałunku.
Felicity poczuła jednocześnie żal i złość, gdy zdała sobie sprawę, że półnagie piersi tej kobiety ocierały się o gołą klatkę piersiową Olivera.
- Nie! Nie jestem jego bratnią duszą!
Gdy wyrzuciła z siebie odpowiedź, zalała ją fala smutku. Zaczęły trząść jej się ręce, a wzrok momentalnie utkwiła w Oliverze. Felicity nie była bratnią duszą Olivera. Ktoś inny nią był – piękna kobieta, w której Oliver był zakochany i którą kochał od wielu lat. Nagle prawda, o której Felicity zawsze wiedziała, stała się dla niej nie do przełknięcia. Wydawała się całkowicie mylna i niesprawiedliwa.
- Felicity! – Zawołał jej imię miękko i błagalnie. – Proszę idź. Nie musisz tego robić.
- Nie mogę! Nie pójdę! Nie pójdę stąd bez ciebie! – Zacisnęła mocniej dłonie na łuku i wymierzyła w czerwonowłosa. Była gotowa ocalić jego życie za każdą cenę. Nawet za cenę ludzkiej duszy. Zastanawiała się, czy Oliver czuł to samo gdy strzelał do zbirów, którzy próbowali ją wykorzystać w Glades? Czy też czuł, jak cząstka jego duszy umiera za każdym razem, gdy celował strzałą w inną duszę?
- Naprawdę myślisz, że możesz mnie zranić, słonko? Wyglądasz jakbyś nawet muchy nie skrzywdziła. Mam na myśli, że gdybyś mogła, to już dawno byś mnie trafiła. – Jednym płynnym ruchem kobieta chwyciła swój łuk leżący na brzegu łóżka. – Nie nazywają mnie Cupid bez powodu – powiedziała, wymierzając broń w Felicity.
- Cupid? Kupidyn? – Felicity prychnęła, uważając że jej zapewnienia były niedorzeczne. – Nie jesteś Kupidynem. Widziałam go. On łączy ze sobą bratnie dusze. Nie związuje ludzi i nie próbuje ich zranić. – Albo pocałować siłą.
- Naprawdę? Poznałaś go? A ludzie to mnie nazywają szaloną – damski Kupidyn przewrócił oczami.
- Po prostu… Wypuśc go, albo… - Felicity urwała. Była gotowa zrobić dla niego wszystko, ale nie łatwo przychodziło jej komuś grozić. Nie była taka.
Jeśli byłby inny sposób, by go uratować, jeśli miałaby inny wybór, z radością by go dokonała. Ale kobieta stojąca pomiędzy nią a Oliverem wydawała się nieugięta. Nie odda Olivera tak łatwo. Felicity widziała to w jej ciemnozielonych oczach. Pożądanie i desperacja, które w nich zobaczyła, wydawały się jej dziwnie znajome, ale jednocześnie inne od tego, co widziała w lustrze.
- Albo co? Zabijesz mnie? - Kobieta podeszła do przodu. Światło świec z miłosnego sanktuarium za nią, tworzyło przerażający cień na podłodze. – Dam ci ostatnią szansę, by wyjść, aniołku. Bo taka jestem miła. Więc spadaj natychmiast albo…
- Nie! Nie odejdę bez Olivera! – Felicity odsunęła się, by zwiększyć dystans pomiędzy nimi. Zerknęła na Olivera, który desperacko próbował zerwać się z uwięzi. Potem zamknęła na chwilę oczy, przygotowując się do zrobienia rzeczy nie do pomyślenia.
- Nie! Felicity! Odsuń się! Idź! Nie jestem tego wart! – Słowa Olivera raniły kruchą, ludzką duszę Felicity. Bolało ją psychicznie. Jak Oliver, człowiek który każdej nocy ryzykował życie by wypełnić wolę ojca, człowiek który uwolnił miasto od korupcji pozbywając się kolejnych nazwisk z listy, człowiek który więcej niż raz uratował jej życie – jak on może myśleć, że jego życie nie było warte ratunku? Nie był tak splugawiony, nie do naprawienia i nieludzki, jak myślał.
Widziała jego światłość – wiele razy. Widziała jego jasną stronę, gdy poprosiła, by uratował małego chłopca z rąk porywaczy. I kiedy biegł w dół po schodach do kryjówki, po uratowaniu dzieciaka, jego światło biło jeszcze jaśniej – pomimo krwawiącej rany na ramieniu. Widziała jego światło, gdy mówił o swojej siostrze albo najlepszym przyjacielu. Jego oczy błyszczały niewinnością, którą Oliver wierzył, że już utracił.
Widziała jego światło w tych rzadkich momentach w kryjówce, kiedy po prostu siedzieli i rozmawiali na przypadkowe tematy. Cóż, głównie rozmawiała ona i Diggle, ale Oliver czasem dołączał się do zabawy. A kiedy to robił, kiedy śmiał się razem z nimi, była pewna że nie widziała niczego bardziej uroczego.
Jednakże czasami Felicity czuła, że jego światło świeciło najjaśniej, gdy śmiał się z jej paplania albo kiedy przyłapywała go na gapieniu się na nią. Może to sobie tylko wyobrażała. Bo dlaczego niby twarz Olivera Queena miałaby się rozjaśniać na jej widok? Koniec końców, według niego była ‘tylko przyjaciółką’. Może w rzeczywistości nawet nie przyjaciółką.
- Decyzja podjęta? – Głos nieeznajomej wyrwał Felicity z zamyślenia i otwarła oczy. Zobaczyła jak palce czerwonowłosej powoli puszczały cięciwę. Czas zwolnił. Na świszczący dźwięk strzały przeciwniczki lecącej w powietrzu, palce Felicity instynktownie wypuściły strzałę.
Jednak w momencie gdy strzała wyleciała na drugi koniec pokoju, Felicity wiedziała że nie trafi do celu, kolejny raz.
Jej umiejętności łucznicze znacząco poprawiły się pod okiem Olivera. Niemniej jednak, nawet po rygorystycznym treningu, zwykle trafiała kilka centymetrów od celu. A jak Oliver ciągle przypominał jej podczas treningów, w łucznictwie parę centymetrów robiło wielką różnicę. Nie była więc zaskoczona, gdy strzała ominęła czerwonowłosą, nawet bez zadraśnięcia.
Zamiast tego zaginiony pocisk trafił jedną ze świec za plecami Cupid, podpalając kolaż z artykułów i zdjęć na ścianie.
W tym samym momencie, gdy druga strzała była milimetry od serca Felicity, ktoś pociągnął ją od tyłu.
- Felicity! – Zapłakał Oliver.
Z hukiem Felicity przewróciła się na podłogę z mężczyzną, który uratował jej życie.
- Blondi, wszystko w porządku?
Felicity obróciła głowę i zobaczyła Roya Harpera, swojego sojusznika.
- Tak myślę…
Strzała Cupid może i ominęła jej serce, ale drasnęła po drodze jej ramię. Nie wyglądało to tak źle jak niektóre z okropnych zadrapań i siniaków Olivera, ale wciąż bolało.
- Nie! Nie! – Cupid z uporem maniaka próbowała powstrzymać ogień przed zniszczeniem jej kolażu. Jednak jej próby tylko pogorszyły sprawę i ogień szybko rozprzestrzenił się na zasłony przy oknie. Dym powoli wypełniał mały pokój, podczas gdy zdjęcia i artykuły o Oliverze i Strzale spalały się w kupkę popiołów.
- Idź, pomóż Oliverowi – Felicity poczuła zawroty głowy, gdy małe strużki krwi ściekały po jej ramieniu na ubranie.
- Jesteś pewna, że wszystko z tobą w porządku? – Wzrok Roya szybował pomiędzy jej twarzą i rosnącą plamą krwi na białej sukience.
- Pomóż jemu – Felicity pogoniła chłopaka, rzucając mu uspokajający uśmiech.
Czerwony kaptur Roya spadł mu na głowę, gdy w końcu wstał.
- Jesteś pewien, że nie wyprawialiście tu niczego perwersyjnego? - Zaczął rozwiązywać jedną z lin, którymi ręce Olivera były przywiązane do ramy łóżka.
- Po prostu mnie stąd wyciągnij! – Oliver warknął w odpowiedzi, prowokując Roya do mamrotania czegoś pod nosem.
- Nie! Nie pozwolę wam zabrać go ode mnie! – Czerwonowłosa skoczyła jak pantera, naciągając łuk w kierunku Roya.
- Roy! Uważaj! – Dzięki ostrzeżeniu Olivera, Roy zdołał zrobić unik na czas.
Felicity wyciągnęła kolejną strzałę z kołczanu i podniosła łuk, by pomóc Royowi. Jednak przez ciężki upadek, cięciwa łuku oderwała się z jednego końca, czyniąc broń bezużyteczną.
- Felicity, pomóż mi zdjąć te liny! – Oliver wskazał na liny, którymi były związane jego kończyny, wstrząsając przy tym lichym łóżkiem.
Felicity upuściła zniszczoną broń i pobiegła do Olivera.
- Wszystko dobrze? – W pierwszej kolejności pozbyła się liny z jego prawego nadgarstka.
- Jesteś ranna – obrócił powoli jej zranione ramię, na twarzy wyryte miał zmartwienie.
Oliver był bezpieczny i tylko to się dla niej wtedy liczyło.
- To… nic takiego.
Kiedy patrzył jej prosto w oczy, ból naprawdę przestawał być odczuwalny.
Serce waliło jej jak zawsze, gdy ich spojrzenia łączyły się w jedno. W takich momentach najbardziej czuła się ludzka, żywa.
- Nie powinnaś tu przychodzić – podniósł dłoń i ujął jej policzek, gdy ona wytarła ślady czerwonej szminki z jego ust.
- Taa, zakochane papużki, nie spieszcie się – przytyk Roya wyrwał Olivera i Felicity z ich własnego świata.
Rumieniąc się przez komentarz Roya, Felicity pośpieszyła się z rozwiązywaniem liny na drugiej ręce Olivera.
- Pełnia księżyca zawsze wydobywa z ludzi szaleństwo – Roy odskoczył do tyłu by uniknąć kolejnego ciosu napastniczki.
- Dzisiaj nie ma pełni – wytknęła czerwonowłosa, próbując kopnąć go w brzuch.
Roy chwycił jej nogę w locie i odepchnął.
- Och, to musi znaczyć że ty jesteś po prostu szalona.
Uderzyła w ścianę i upadła nieprzytomna na podłogę.
W czasie gdy Oliver uwalniał się z uwięzi, Roy sprawdzał puls Cupid.
- Widziałem jak ludzie robią to w telewizji, ale dlaczego ja nic nie czuję? Robię coś źle? Albo… O Boże, zabiłem ją! – Z twarzy Roya odpłynęła krew, gdy przyłożył dłoń do jej nosa, by sprawdzić czy wciąż oddycha.
- Czy ona… żyje? – Felicity podeszła do nieprzytomnej kobiety. Pomimo ognia hulającego za nią, Felicity poczuła powiew chłodu. Czy po raz pierwszy w życiu była świadkiem czyjejś śmierci? Gdy wpatrywała się w Roya, pomyślała że po części miała szczęście, że to nie z jej rąk zginęła. Poczuła, że nigdy nie byłaby w stanie poradzić sobie z poczuciem winy, gdyby naprawdę ją zraniła. Nie potrafiłaby zasnąć, wiedząc że była samolubna do tego stopnia, by zabić innego człowieka.
Ale czy potrafiłaby odsunąć się i patrzeć jak czerwonowłosa rani Olivera? Czy przeszłaby dla niego przez coś takiego jeszcze raz?
Tak. Zrobiłaby to. Dla niego. Odpowiedź ją zadziwiła.
- Boże, co ja zrobiłem? – Panikował Roy, chowając twarz w dłoniach.
Oliver wziął rękę nieprzytomnej kobiety i sam sprawdził jej puls.
- Wciąż żyje. Tylko straciła przytomność. – Zawyrokował.
Felicity odetchnęła ciężko.
- Przepraszam, jeśli cię przestraszyłem, Felicity. Fałszywy alarm – wymamrotał Roy.
Oliver odwrócił się do niej z zatroskaniem, uśmiechnęła się do niego lekko, dając znak że wszystko już dobrze.
Przywiązali Cupid do jej własnego łóżka, a z pomocą kilku koców zabranych z szafy i wiader z wodą z łazienki, udało im się poskromić ogień w kilka minut.
- Zadzwonimy na policję , straż pożarną czy cokolwiek? Znaczy się, to przecież Glades. Nikt pewnie nie zadzwoni po gliny jeśli my tego nie zrobimy. A ta część miasta jest prawie wyludniona. Nikt tu nie przychodzi. – Roy rozejrzał się po mieszkaniu. W powietrzu latał popiół, przypominający o kolażu wiszącym wcześniej na ścianie. Z zasłon nie zostało nic oprócz stalowego karniszu, na którym wisiały. Jedna ściana sczerniała w niektórych miejscach, ale inne dalej były ciemnoczerwone.
Oliver kompletnie zignorował pytania Harpera i zaczął zbierać swoje ubrania z podłogi. Po ubraniu spodni, wyjął telefon z kieszeni i wybrał numer.
- Waller, musisz coś dla mnie zrobić… Podam ci adres. – Rozłączył się szybko, nie wyjaśniając niczego Royowi ani Felicity.
- Powinniśmy stąd znikać – Mięśnie Olivera naprężyły się, gdy podniósł ręce i założył t-shirt przez głowę. Bratnia dusza czy też nie, Felicity nie mogła powstrzymać się przed gapieniem na niego. OIiver Queen był przystojnym mężczyzną. Blizny i tatuaże na jego ciele nie przeszkadzały ani nie przestraszały jej. Opowiadały jego historię – przez co przeszedł. A cokolwiek przeżył, uczyniło go to mężczyzną którym był dzisiaj. Kochającym bratem, obrońcą, mężczyzną o dobrym sercu. Serce rosło jej z dumy. Felicity czuła silne przyciąganie w jego kierunku. Czuła więź, której nie czuła w stosunku do żadnego innego bóstwa ani człowieka.
Przypomniała sobie, że poczuła coś podobnego, gdy zobaczyła po raz pierwszy. Ale tak jak wtedy nie mogła zrozumieć co to za uczucie, tak i teraz nie rozumiała, co czuje do Olivera Jonasa Queena. Wiedziała tylko, że przyciąganie stało się silniejsze i coraz częstsze.
- Ok, więc nie dzwonimy po gliny? To… dobrze, bo nie chcę się tłumaczyć z auta, które właśnie ukradłem. – Roy sprawdził liny przywiązane do rąk czerwonowłosej i zacisnął je ostatni raz.
- Ukradłeś samochód? – Dezaprobata w głosie Olivera była nieukrywana i nieco przerażająca.
- Hej, Blondi martwiła się o ciebie. Powiedziała mi, że zobaczyła jak wychodzisz z jakąś szaloną kobietą i nie chciała straszyć Thei ani w nic ją wciągać. Skoro więc nie mam auta ani nie mogłem powiedzieć Thei o co chodzi i pożyczyć jej furę, to musiałem ukraść… Znaczy się, pożyczyć jedno z parkingu przed Verdantem. – Roy zgarbił się pod groźnym spojrzeniem Olivera i schował ręce do kieszeni znoszonych spodni.
- A ty – Oliver stąpał ku Felicity szybkim, wściekłym krokiem. – Pomyślałaś, że nie powinnaś mieszać w to Thei, ale wciągnęłaś w to jego? Myślałaś, że to w porządku tak samej ryzykować?
- Nie wiedziałam co innego robić. Dig jakoś zniknął i ja… - Odsunęła się, aż natknęła się plecami na ścianę.
- Stary, ona właśnie uratowała ci życie! – Roy szybko przypomniał Oliverowi. – Nie sądzę, żeby nawet Diggle był w stanie powstrzymać ją przed przyjściem tutaj. Praktycznie wyskoczyła z auta, gdy zobaczyła że twoje tutaj stoi. To ona wymyśliła cały plan… by rozdzielić się i poszukać ciebie, nie chciałem tego, ale…
- To był jedyny sposób, Oliver. Myślałam, że jeśli nie dotrzemy do ciebie na czas, ona może… mogłaby… - Zająknęła się Felicity, nie mogąc wyrazić swoich obaw.
Chwycił ją mocno za ramiona – prawie władczo.
- Dałbym sobie radę! – jego głos był niski i szorstki. Ale jego oczy były przyjazne. Mówiły coś, czego słowa nie potrafiły przekazać i Felicity poczuła, że więź pomiędzy nimi się zacieśnia jeszcze bardziej.
- Ale… - Skrzywiła się przy nagłym ukłuciu bólu w jej zranionym ramieniu.
- Przepraszam. – Oliver wypuścił ją z uchwytu. – Możesz potrzebować szwów. Powinniśmy iść… do Verdant, zanim ktoś nas u znajdzie.
- Chcesz iść z powrotem do klubu? Przed chwilą chyba powiedziałeś, że ona potrzebuje szwów? – Roy patrzył na ich obojga. Może i nie miał czasu, by zobaczyć zdjęcia i artykuły łączące Olivera z Arrowem zanim się spaliły, ale był wystarczająco bystry by zauważyć że Oliver nie myślał całkiem logicznie.
- Masz iść z powrotem do klubu. I załatwić sprawę z kradzionym autem oraz upewnić się, że Thea jest bezpieczna… - Oliver okrył dziewczynę swoją skórzaną kurtką, skutecznie zakrywając plamy krwi na jej sukience i dając jej ciepło, którego nieświadomie pragnęła. – A ja zajmę się Felicity. – Splótł swoje palce z jej i wyszedł z mieszkania.
Jej serce na chwilę ucichło. To, w jaki sposób trzymał jej rękę, te proste słowa, nie powinny zbyt wiele dla niej znaczyć, lecz znaczyły. Podniosła na niego wzrok. Jego twarz nic nie zdradzała. Był tak samo posępny jak zawsze.
- Czy to znaczy, że nauczyłeś się zszywać rany na tamtej wyspie? – Dopytywał Roy, ale Oliver nie chciał mu odpowiedzieć. – Okej, nie odpowiadaj człowiekowi, który właśnie uratował życie kobiecie, którą kochasz – rzucił młody chłopak, gdy przechodził koło Olivera w kierunku windy.
Oliver milczał. Nie potwierdził ani nie zaprzeczył słowom Roya. Jednakże Felicity chciała wyjaśnić Royowi, jak sprawy się mają. I pewnie sobie też.
- My tylko udajemy, Roy – usłyszała jak Oliver wydał dziwny dźwięk na jej słowa.
Gdy zwróciła ku niemu swój wzrok, jego twarz była odwrócona w inną stronę i nie miała pojęcia jaką miał minę.
Roy zatrzymał się przed windą, odwrócił się i mrugnął do niej.
- Skoro tak mówisz, Blondi. – Otworzył zakratowane drzwi, by mogli wejść do windy.
Oliver poprowadził ją do środka i otoczył ją ramieniem – asekurując ją, chroniąc. Znowu poczuła to magiczne przyciąganie, ale tym razem poddała się grawitacji. Wtuliła się w niego, schowała pod jego ramieniem i zamknęła oczy.
- Taa, tylko udajecie – Felicity usłyszała Roya.
Była jednak zbyt zmęczona by mu odpowiedzieć albo odsunąć się od Olivera. I nie chciała tego. Nie chciała, by przejażdżka windą się skończyła. Nie chciała zostawiać jego ciepła. Nie chciała zerwać z nim w jej udawane urodziny ani nigdy indziej.
Na tę myśl otworzyła szeroko oczy.
Dlaczego nie chciała z nim zerwać? Taki był przecież plan. Od początku tak miało być. Czy to mogło znaczyć, że zaczynała zakochiwać się w Oliverze Jonasie Queenie?
Nie! Tak nie mogło być! Przecież to, co czuła nie można było porównywać do lodów miętowych – nawet pomnożonego przez sto, tysiąc, milion ani trylion. To było coś więcej. Coś innego. Więc nie mogła go kochać, prawda?
Chyba że obliczenia Olivera były niedokładne. Chyba że cała jego analogia nijak nie miała się z prawdą.
A przecież powiedział, że nie miał pojęcia, iż ona mówi o miłości, gdy podał jej ten przykład. Skoro tak, to czy naprawdę zaczynała go kochać? Czy to z tego powodu czuła dziwny ból w piersi, gdy wspominano o jego bratniej duszy? Czy uczucie przyciągania albo agonia, gdy zobaczyła jak całowała go czerwonowłosa, były jakimiś znakami? Czy to dlatego była gotowa uratować go za cenę życia Cupid?
Nie! Po prostu zależało jej na nim – w inny sposób, niż dbała o innych. Ale to nie znaczyło, że zaczynała się w nim zakochiwać, to znaczyło że… już go kochała?
Ta świadomość uderzyła ją jak sterta kamieni. Już kochała Olivera Queena. Jak to było możliwe? Parę tygodni temu nawet nie wiedziała jakie to uczucie. A teraz już była zakochana?
Czuła się, jakby Kupidyn robił sobie z niej okrutne żarty. Może to był jego sposób na ukaranie jej za nie ukończenie prawidłowo zadania.
Bądź co bądź, nie ważne jak bardzo kochała Olivera, to nie zmieni faktu że jego szczęśliwe zakończenie jest u boku Laurel. Nie ważne jak mocno go kochała, będzie musiała odejść gdy miną trzy miesiące. Nie ważne jak bardzo go kochała, to nie sprawi że Oliver się w niej zakocha. On już miał swoją bratnią duszę. Cudowną wybrankę. Mądrą prawniczkę, która pasowała do jego świata, nie tak jak ona. Serce bolało ją jak nigdy przedtem z powodu wszystkich tych myśli, które kotłowały się w jej głowie. Czy to dlatego uciekła, gdy pocałował ją w basenie – bo bała się, że w końcu do tego dojdzie? Bo wiedziała, że na końcu to ona zostanie zraniona?
Potrząsnęła głową. Nic nie miało znaczenia. Co się działo z jej sercem nie miało znaczenia. Zerwie z Oliverem tak jak planowali i dopilnuje, by miał swoje zasłużone ‘długo i szczęśliwie’.
Miała nadzieję, że gdy stanie się z powrotem aniołem, nie będzie tak się dłużej czuła – że ból zniknie. Oby się tylko myliła i tak naprawdę nie była zakochana. Może ból, który czuła w sercu, pochodził z rany na ramieniu. Może ta utrata krwi spowodowała że w ogóle uwierzyła, że jest zakochana w mężczyźnie, którego nie może dostać. Co ona wiedziała o miłości?
W każdym razie, musiała się teraz trzymać od niego na dystans.
‘Zaczynając od jutra’, poprawiła się, zamykając ponownie oczy. Potem oparła na nim głowę i uczepiła się jego t-shirtu. Dopóki winda się nie zatrzyma, on był jej.
Etykiety:
AU
,
fanfiction
,
fantasy
,
Felicity Smoak
,
Olicity
,
Oliver Queen
,
opowiadanie
,
Roy Harper
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Cudowny rozdział. ������
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następny.
Następny rozdział będzie w ciągu kilku dni :)
UsuńTo super.
OdpowiedzUsuń